„Smak śmierci”, Michael Tsokos [recenzja]

smak-smierci_1.jpg

Autor: Michael Tsokos

Tytuł: Smak śmierci

Tytuł oryginalny: Zerschunden

Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 416

——————————————————————————————————————————–

W określonych okolicznościach prawie każdy człowiek może stać się mordercą (s. 98)

Smak śmierci to książka, która wyszła spod pióra wybitnego eksperta medycyny sądowej. Michael Tsokos, od lat kierujący Instytutem Medycyny Sądowej w berlińskiej klinice Charité i Krajowym Instytutem Medycyny Sądowej i Społecznej w Berlinie, jest najbardziej renomowanym, i to nie tylko w Niemczech, badaczem nadzwyczajnych przypadków kryminalnych. Gdy prowadzący śledztwo funkcjonariusze są bezsilni wobec najbardziej niepojętych zbrodni, bez wahania proszą o pomoc profesora Tsokosa.

Doktor Fred Abel doskonale zna smak śmierci… Były żołnierz, wybitny ekspert medycyny sądowej, nie zliczyłby ofiar i scen zbrodni, jakie widział w swoim życiu. Nawet najbardziej zmasakrowane, rozczłonkowane, nieistniejące już prawie ciała zmarłych prowadzą go do nieuchwytnych morderców. Niewiele da się skryć przed jego genialną intuicją. Niewiele może go zaszokować. Ale teraz jest inaczej.

Berlinem wstrząsa brutalne morderstwo Iriny Pietrowej. Na jej ciele morderca zostawił niezrozumiałe przesłanie: Respectez Asia – błędnie zapisane drżącą ręką słowa wzywają do szacunku wobec Azji. Czy to oznacza, że morderca jest Azjatą, który wypowiada walkę rasistom dyskryminującym azjatycką ludność? Dlaczego więc morduje bezbronne starsze kobiety, które nie mają szans, by stawić mu czoła? Policja jest bezradna, nie wiedząc, gdzie szukać szaleńca. Aż wreszcie następuje przełom. Dzięki specjalistycznej analizie DNA przeprowadzonej przez doktora Abla podejrzewany o popełnienie tej bestialskiej zbrodni mężczyzna zostaje ujęty. Fred doznaje szoku, gdy okazuje się, że policja zgarnęła Larsa Moewiga, jego dawnego kolegę, z którym służył w wojsku. Lars zawsze sprawiał problemy i dopuszczał się rzeczy, których nie powinien robić. Nigdy jednak nie zabiłby człowieka, Abel jest o tym przekonany. Ale DNA mówi coś innego. Położenie Moewiga pogarsza dodatkowo fakt, że nie ma on alibi. Fred jest rozdarty pomiędzy wiarą w niewinność dawnego kolegi a przekonaniem, że DNA nigdy nie kłamie. To jednak nie koniec komplikacji.

Doktor Abel wkrótce dowiaduje się, że chorującej na białaczkę córce Larsa zostało zaledwie kilka dni życia. Była żona Moewiga błaga Freda, by udowodnił niewinność Larsa, zanim Lilly umrze. Wbrew przełożonym Fred podejmuje wyścig z czasem, nie wiedząc, czy jego kolega rzeczywiście jest niewinny. Tymczasem kolejne zbrodnie paraliżują strachem Europę: Berlin, Londyn, Bari, Orly. Wydaje się, że psychopatyczny seryjny morderca wybiera miasta i ofiary na chybił trafił. Gdzie teraz uderzy? Doktor Abel musi ująć mordercę, nawet jeśli miałby przyznać, że nieomylna nauka może się mylić…

Smak śmierci Michaela Tsokosa stał się ponoć międzynarodowym bestsellerem, tygodniami utrzymującym się na „topce”. Autor dysponował w zasadzie wszystkimi potrzebnymi elementami, by stworzyć świetną powieść kryminalną: oparta na faktach historia, doświadczenie związane z wykonywanym zawodem, warsztat pisarski. Mnie jednak mimo to nie porwał. Dlaczego? Z kilku powodów.

Muszę przyznać, że ucieszyłam się, gdy okazało się, że w powieści występuje pierwszej klasy profiler z Federalnego Urzędu Kryminalnego, niejaki Timo Jankowski. Profilerzy, czyli ludzie zajmujący się opracowywaniem profili psychologicznych niebezpiecznych przestępców, to ci bohaterowie, którzy najbardziej interesują mnie w powieściach kryminalnych. Ich praca oparta na uważnej obserwacji, dedukcji i odrobinie spekulacji wydaje się nieraz nieocenioną pomocą w chwytaniu seryjnych morderców. I choć Jankowski kilkakrotnie służy Ablowi swoimi radami, to jednak nie jestem do końca usatysfakcjonowana jego udziałem w śledztwie. Być może, gdyby to on był głównym bohaterem, moje odczucia byłyby zupełnie inne, bo autor inaczej rozłożyłby akcenty. Pewne zastrzeżenia mam również do postaci Freda Abla. Otóż, zdecydowanie brakuje mi scen w sali sekcyjnej. Abel to lekarz medycyny sądowej, który tu bawi się raczej w prywatnego detektywa albo detektywa-amatora na własną rękę prowadzącego toczące się w zawrotnym tempie poszukiwania szalenie niebezpiecznego człowieka.

Niekwestionowaną zaletą tego thrillera i tym, co czyni go tak przerażającym, jest to, że opowiedziana przez Michaela Tsokosa historia nie jest zmyślona. To mrożąca krew w żyłach historia, która naprawdę się wydarzyła. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wiele autor zaczerpnął z prawdziwego życia, z doświadczeń własnych i kolegów po fachu.

Podsumowując, muszę przyznać, że książkę dzięki krótkim rozdziałom i wartkiej akcji czyta się bardzo szybko. Nie jest to jednak pozycja, od której nie sposób się oderwać. Wiele razy odkładałam ją na bardzo długo (co zdarza mi się niezwykle rzadko) i wcale nie ciągnęło mnie, by do niej wrócić i dowiedzieć się, czy Lars w końcu jest winny czy też po prostu znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Na mój brak entuzjazmu wpływa również to, że trudno któregokolwiek z bohaterów naprawdę polubić. W podziękowaniach autora możemy się dowiedzieć, że Smak śmierci to pierwsza część trylogii. Ja jednak już wiem, że po kolejne tomy serii nie sięgnę, bo książka wydała mi się tak samo szara jak jej okładka. Decyzję, czy dać jej szansę, pozostawiam Wam.

Moja ocena: 6/10

Źródło fotografii:
http://www.wydawnictwoamber.pl

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Amber

logo