„Powiadomienie”, Agnieszka Maciuła-Ziomek [recenzja]

Autorka: Agnieszka Maciuła-Ziomek

Tytuł: Powiadomienie

Wydawnictwo: Novae Res

Liczba stron: 444


Formułą 1 interesuję się od 2007 roku. Obok piłki nożnej to mój ulubiony sport, który zawsze śledzę z zapartym tchem i szybciej bijącym sercem. Formuła 1, jeśli spojrzeć na nią z boku, wydaje się banalnym sportem – dwudziestu facetów jeździ w kółko, a każdemu z nich przyświeca ten sam cel: być pierwszym, który minie linię mety. Ale gdy zagłębić się w szczegóły, okazuje się, że pozory mogą naprawdę mylić. 

Kiedy po raz pierwszy za sprawą autorki usłyszałam o Powiadomieniu, miałam mieszane uczucia – z jednej strony bardzo się cieszyłam, że na naszym rodzimym rynku pojawiła się powieść obyczajowa, której akcja rozgrywa się w świecie królowej motorsportu. Z drugiej jednak – odczuwałam pewne obawy, czy autorce udało się uniknąć błędów związanych z terminologią i przepisami panującymi w Formule 1, które dla laika mogą być bez znaczenia, a fanowi są w stanie odebrać całą przyjemność płynącą z lektury 😉 A wspominam o tym nieprzypadkowo, bo choć sama nie uważam się za ekspertkę w tym temacie, mimo że śledzę wyścigi od ponad 15 lat, to wciąż mam w pamięci powieść Racer, którą czytałam niemal dokładnie dwa lata temu. Jej autorka, Katy Evans, niestety nie udźwignęła tematu i nie tylko udowodniła, że nie wie, czym rajdy różnią się od wyścigów samochodowych, ale też pokazała swój brak wiedzy, jeśli chodzi o przepisy panujące w F1, i ośmieszyła się, pozwalając głównej bohaterce, zwykłej dziewczynie bez zaplecza w postaci znajomości strategii i doświadczenia, w czasie niedzielnych zmagań na torze wcielać się w rolę inżyniera wyścigowego, będącego w stałym kontakcie z kierowcą, któremu udziela wszelkich wskazówek i poleceń. U Evans wypadło to wszystko dość miernie, a jak to wygląda w książce Agnieszki Maciuły-Ziomek? Czy warto po tę powieść siegnąć? Za chwilę się przekonacie, ale najpierw kilka słów o fabule 🙂

Magda od lat jest zagorzałą fanką wyścigów Formuły 1, a Liam Davidson, wielokrotny mistrz świata, to jej ulubiony zawodnik. Pewnego dnia spełnia się jej największe marzenie – w konkursie zorganizowanym przez Liama wygrywa możliwość spędzenia kilku dni ze swoim idolem. Od pierwszego spotkania, na tle sportowej rywalizacji, los funduje im zaskakujące doświadczenia. Gdy ta przygoda ma dobiec końca, Magda wraz z najlepszym kierowcą świata ulegają poważnemu wypadkowi, po którym czeka ją długa rehabilitacja. Z czasem odzyskuje zdrowie, a gdy jej życie wreszcie obiera właściwy kierunek, wydarzenia znów zmieniają tor i zaczynają mknąć niczym rozpędzony bolid. Wygląda na to, że kolejne powiadomienie ponownie zmieni życie każdego z bohaterów.

Zacznijmy od tego, że Powiadomienie to kawał naprawdę solidnej obyczajówki. Zazwyczaj po książkach ze sportem w tle spodziewamy się romansów i erotyki, bo do tego przyzwyczaiły nas polskie i zagraniczne autorki, ale w przypadku powieści Agnieszki Maciuły-Ziomek dostajemy książkę, której fabuła wcale nie koncentruje się wokół romansu Magdy Kozłowskiej, zwykłej dziewczyny z Polski z uwielbianym przez miliony kibiców brytyjskim kierowcą wyścigowym Liamem Davidsonem, celebrytą i wspaniałym sportowcem. Ich historia jest zupełnie inna, a to, co ją wyróżnia, to ogromny ładunek emocjonalny, jaki za sobą niesie. To bardzo przejmująca opowieść, która przytłoczyła mnie nieco ciężarem opisywanych wydarzeń. Opis okładkowy daje nam zarys niełatwych, bolesnych wydarzeń, które wystawiają bohaterów na ciężką próbę. Przygotowujemy się na trudne emocje, spodziewając się silnych przeżyć, ale mimo to chyba podświadomie oczekiwałam historii zawierającej w sobie większą dozę optymizmu. Powiadomienie potrafi dosłownie wstrząsnąć czytelnikiem, to smutna historia, która wzrusza i zostaje z nami na dłużej. 

Trzeba też wspomnieć o Formule 1, bo gdyby nie ona, to pewnie po tę powieść w ogóle bym nie sięgnęła, a to bez wątpienia byłaby strata. Jako zagorzała fanka wyścigów, na pewno mogę narzekać, że nie było jej więcej, choć z drugiej strony doskonale rozumiem, że stanowi ona tylko tło dla historii Magdy i Liama i nie wyścigi są tutaj najważniejsze, no może poza tym najtrudniejszym, w którym bohaterowie muszą wziąć udział, czyli wyścigiem po życie i po powrót do normalności. Ale ten wspaniały, emocjonujący sport tutaj jest, zwłaszcza widzimy go w pierwszej części Powiadomienia, np. w długiej scenie opisującej zawody rozgrywające się na torze Silverstone, która dla przeciętnego czytelnika nieinteresującego się wyścigami może być nieco nużąca. Agnieszka Maciuła-Ziomek opisała wszystko z taką precyzją, na jaką mogła sobie pozwolić, nie chcąc zanudzić laików – oczami wyobraźni widziałam prostą równoległą do alei serwisowej, ustawione na niej na polach startowych bolidy, krzątające się wokół nich ekipy poszczególnych zespołów, a następnie całą procedurę startową. Emocje gwarantowane! 

No i oczywiście warto też wspomnieć kilka słów na temat pierwszoplanowych postaci. Jestem dziewczyną i w dodatku tak samo jak nasza główna bohaterka darzę ten sport wielką sympatią, więc siłą rzeczy utożsamiałam się z Magdą, ale o wiele wnikliwiej przyglądałam się Liamowi, którego pierwowzorem bez najmniejszych wątpliwości był Lewis Hamilton, czyli kierowca, któremu kibicuję od dnia, gdy w telewizji po raz pierwszy obejrzałam wyścig Formuły 1. Postronny czytelnik, który nie interesuje się życiem i karierą siedmiokrotnego mistrza świata, nie zwróci na to uwagi, ale skojarzenia z Hamiltonem podczas lektury Powiadomienia nasuwają nam się niemal co chwilę. Od nazwiska głównego bohatera i imienia jego ojca, poprzez zespół Mercedesa i postać Jane, która dla mnie była Angelą, opisy tatuaży i zwyczaje żywieniowe, aż po rodzinne miasto Liama, czyli Stevenage. Brakowało mi w tym obrazku tylko buldoga angielskiego, który byłby nieodłącznym towarzyszem kierowcy w padoku i poza nim 😉 Ogółem było to bardzo ciekawe, a chwilami nawet zabawne doświadczenie, gdy odkrywałam kolejne zbieżności, choć przez te wszystkie skojarzenia na początku miałam problem, by odpowiednio wczuć się w tę historię, bo główny bohater nieco zbyt mocno kojarzył mi się z człowiekiem, który stanowił dla tej postaci inspirację, przez co stale ich porównywałam, niepotrzebnie odbiegając myślami od tego, co w Powiadomieniu najważniejsze.

Podsumowując, powiem krótko: Powiadomienie to bardzo emocjonalna powieść, która daje do myślenia, zwłaszcza że dostajemy nieoczywiste zakończenie. Przygoda życia nieoczekiwanie zmienia się w prawdziwy dramat, a główna bohaterka w mgnieniu oka z nieba spada wprost do piekła. Akcja jest dynamiczna, sporo się dzieje, dzięki czemu czyta się tę książkę szybko i z rosnącym zainteresowaniem. Jeśli więc gustujecie w wartościowych obyczajówkach, to polecam Wam zwrócić uwagę na historię Magdy i Liama. Myślę, że nie pożałujecie.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce oraz wydawnictwu Novae Res.

„Romans pod choinkę”, Katarzyna Bester [recenzja]

Autorka: Katarzyna Bester

Tytuł: Romans pod choinkę

Wydawnictwo: Kobiece

Liczba stron: 264


Nazwisko Katarzyny Bester poznałam w ubiegłym roku, gdy podczas przeglądania książkowych nowości w oko wpadła mi cudowna okładka powieści Świąteczne nieporozumienie. Graficzna niczym okładki amerykańskich komedii romantycznych, wprowadzająca w zimowy klimat z wizerunkiem mojego ulubionego symbolu stolicy Anglii, czyli słynnego londyńskiego mostu Tower Bridge. Przyznam szczerze, że bez wahania miałam po nią sięgnąć, uznając, że historia Harper i Holdena musiała wyjść spod pióra zagranicznej autorki. Jednak gdy zorientowałam się, że to powieść polskiej autorki, zrezygnowałam. Cóż powiem to wprost: tak, to prawda, jestem uprzedzona do książek autorstwa polskich pisarzy. Wiem, że moje podejście może być krzywdzące, ale w przeszłości trafiłam na kilka nieudanych historii, a dodatkowo traktuję literaturę jak odskocznię od szarej rzeczywistości, w której żyję. Ta polska do najbardziej różowych nie należy, dlatego staram się stronić od fabuł, których akcja toczy się na terytorium Polski. Jak ognia unikam opowieści o losach wszystkich Jagód, Paulin, King, Zoś czy Hań, mimo że wiele z nich zbiera naprawdę fenomenalne recenzje. 

Jak wiemy, historia lubi się powtarzać, dlatego kilka dni temu znów w oko wpadła mi okładka książki Katarzyny Bester. Z inną parą i innym mostem w tle, ale równie cudowna jak okładka Świątecznego nieporozumienia. Z ciekawości przeczytałam opis i się ugięłam. Nie jestem wielbicielką Bożego Narodzenia, ale lubię zabawne komedie romantyczne, także świąteczne. Znajoma przekonywała mnie niedawno, że książki polskich autorek są tak samo dobre jak powieści autorstwa Vi Keeland czy K. Bromberg, ale wciąż nie mogę się przełamać i sięgnąć po losy kolejnej Magdy, Basi czy Tośki, która spędza święta w ośnieżonym Zakopanem. Poszłam więc na kompromis sama ze sobą i zdecydowałam się na półśrodek – przeczytam książkę polskiej autorki, ale taką, w której bohaterowie noszą zagraniczne imiona i akcja dzieje się w Stanach lub Wielkiej Brytanii. I tak Romans pod choinkę trafił w moje ręce.

Miłość do miasta, w którym mieszka, to jedno z niewielu uczuć, na jakie pozwala sobie Ray Colton po trudnych doświadczeniach z przeszłości. Niepowtarzalny, olśniewający, tętniący życiem Nowy Jork jest dla niego jak narkotyk. Ray mógłby opowiadać o nim godzinami. Nawet znienawidzone święta Bożego Narodzenia można jakoś przetrwać w mieście, które nigdy nie zasypia.

W dniu swoich trzydziestych piątych urodzin Ray ratuje młodą kobietę, która została napadnięta na ulicy. Romantyczny świąteczny klimat sprzyja bliskości, nic więc dziwnego, że relacja Raya i Everly szybko przeradza się w gorący romans. Oczywiście bez zobowiązań, przecież Ray się nie zakochuje…

Ray stara się pokazać Everly wszystko, co uważa za wyjątkowe w Nowym Jorku: historyczne budynki, eleganckie restauracje, sylwestrową zabawę na Times Square oraz inne atrakcje, których nie sposób znaleźć w innym miejscu na ziemi. Przed nim trudne zadanie. Jak bowiem pokazać coś zachwycającego komuś, kto jest niewidomy? Czy niespodziewany romans będzie tylko miłym prezentem z datą ważności do końca stycznia?

„Romans pod choinkę” to książka, którą otrzymałam do recenzji od księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl. Nim siadłam do jej lektury, przeczytałam w opisie na stronie księgarni, że w powieści pojawiają się bohaterowie znani z poprzedniej świątecznej historii Bester, czyli Harper, nieznosząca świątecznego klimatu pracownica jednej z londyńskich agencji reklamowych, oraz Holden, właściciel i szef kuchni jednej z nowojorskich restauracji, który przybył do Londynu, by otworzyć tu nowy lokal. Uznałam, że logika nakazuje, by poznać najpierw ich losy, więc sięgnęłam po audiobooka Świątecznego nieporozumienia. Cieszę się, że to zrobiłam, bo dzięki temu lektura Romansu pod choinkę okazała się jeszcze przyjemniejsza! 

Najnowsza powieść Katarzyny Bester to absolutnie fantastyczna historia, która z miejsca mnie porwała. O tym, jak dobrze mi się ją czytało, niech świadczy fakt, że pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia, a nieczęsto mi się to zdarza. Owszem, historia Everly i Raya nie należy do najobszerniejszych, ale tak dobre tempo czytania zawdzięczam tylko i wyłącznie znakomitej fabule i fantastycznym kreacjom bohaterów pierwszo- i drugoplanowych. Polubiłam ich w mgnieniu oka. Everly podziwiałam za odwagę i determinację, Raya za to, że pod przykrywką przystojnego playboya, który nie stroni od jednonocnych przygód, krył się odpowiedzialny, troskliwy i opiekuńczy mężczyzna. Z rosnącą ciekawością śledziłam rozwój ich nietypowej znajomości, ciesząc się jednocześnie, że mogę podglądać dalsze losy Harper i Holdena. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to chyba tylko do postaci cioci Raya. Podobało mi się, że choć ze staruszki była równa babka, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, to jednak wulgarny język, którym się posługiwała, nie do końca mi do tej postaci pasował. Dodatkowo mogę powiedzieć, że książka jeszcze bardziej by mi się podobała, gdyby było w niej mniej scen erotycznych. Uważam, że nie są one niezbędne, by komedia romantyczna była świetnym kobiecym czytadłem. 

Romans pod choinkę Katarzyny Bester to ciepła, pełna dobrego humoru i odrobiny świątecznej magii opowieść o przypadkowym spotkaniu dwojga nieznajomych, które staje się początkiem czegoś pięknego. Historia nietypowej znajomości niewidomej Everly i podrywacza Raya, który jak dotychczas w swoim życiu potrafił pokochać tylko jedną kobietę, swoją ciotkę, jest wręcz skrojona pod scenariusz komedii romantycznej. Jeśli lubicie lekkie świąteczne opowieści, które rozgrzewają Wasze serca, wprowadzając w niezwykły bożonarodzeniowy klimat, to koniecznie musicie tę powieść przeczytać. 

Moja ocena: 9/10

Polecam Wam ogromnie także poprzednią powieść autorki – Świąteczne nieporozumienie. Jeśli skusicie się na jej lekturę, to bardzo Was proszę tylko nie w wersji audio. Wybierzcie wydanie papierowe lub e-booka, ponieważ Agnieszka Michalska, której powierzono przeczytanie audiobooka, odbierze Wam całą przyjemność płynącą z fabuły wymyślonej przez Katarzynę Bester. Bardzo zły dobór lektorki psuje tę wspaniałą historię, o czym świadczy mnóstwo negatywnych opinii, jakie chociażby możemy znaleźć na Empik Go, a szkoda, bo to naprawdę fajna komedia romantyczna. 

Sprawdźcie pełną ofertę powieści dla kobiet w księgarni TaniaKsiazka.pl, której dziękuję za możliwość przeczytania książki Romansu pod choinkę.

„Szaniec”, Agnieszka Jeż [recenzja]

Autorka: Agnieszka Jeż

Tytuł: Szaniec

Wydawnictwo: Burda Książki

Liczba stron: 384


Zazwyczaj nie sięgam po kryminały, których akcja rozgrywa się w Polsce. Nie wydają mi się wystarczająco ciekawe. Dodatkowo wiele z nich porusza wątki polityczne i kościelne, a tych staram się unikać. Na co dzień mamy wystarczająco dużo tego szamba. Poza tym polska rzeczywistość, którą codziennie widzę na własne oczy i którą śledzę za pośrednictwem portali informacyjnych i programów telewizyjnych, nie jest dla mnie atrakcyjna. Będę bezlitośnie szczera – nie lubię jej i wolę od niej uciekać. Jest jeszcze jeden powód, może prozaiczny, autorzy polskich kryminałów – nie wiedzieć czemu – często obdarzają swoich bohaterów dziwnymi nazwiskami i jeszcze dziwniejszymi imionami. Dlaczego więc w ogóle przeszło mi przez myśl, by sięgnąć po powieść Agnieszki Jeż? Już wyjaśniam, ale najpierw zerknijcie na fabułę.

Szaniec – ekskluzywny hotel z programem surwiwalowym. Ośmioro gości, którzy znają tylko swoje imiona, pełna izolacja i odcięcie od świata. Idealne warunki, by „zajrzeć w głąb siebie”, jak obiecuje folder reklamowy. Idealne warunki na idealne morderstwo.

W trakcie turnusu zostaje zamordowany jeden z uczestników. Przy schludnie ułożonym ciele bez oznak przemocy leży kartka z biblijnym cytatem. Sprawę prowadzą sierżant Wiera Jezierska i komisarz Janusz Kosoń z Komendy Miejskiej Policji w Giżycku. Dla niego to finisz przed wyczekiwaną emeryturą. Ona marzy, by wyrwać się z rodzinnych stron i odciąć od przeszłości.

Gdy okazuje się, że ofiara to szanowany ksiądz dziekan, Wiera czuje dreszcz podniecenia: oto morderstwo z morałem, na jakie czekała. Trzeba jednak uważać, o czym się marzy. Elegancka zbrodnia zaczyna odkrywać swoje mroczne oblicze, a nazwa Szaniec nabiera nowego znaczenia.

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego postanowiłam dać szansę Szańcowi, należy szukać w fabule powieści, która – powiedzmy to sobie szczerze – intryguje jak diabli! Ekskluzywny hotel, ośmioro gości, zbrodnia i pewność, że jedna ze znajdujących się w budynku osób jest mordercą. Coś Wam to przypomina? Fabuła Szańca, który jest kryminalnym debiutem Agnieszki Jeż, autorki specjalizującej się w pisaniu powieści obyczajowych, wyraźnie nawiązuje do twórczości Agathy Christie. Kto słyszał co nieco o moich czytelniczych zainteresowaniach, ten wie, że to właśnie Christie zawdzięczam swoją miłość do powieści kryminalnych. Aury tajemniczości tej powieści przydaje również znaleziona tuż przy ofierze kartka z biblijnym cytatem. Lubię takie smaczki! Jakieś enigmatyczne przesłanie, jakaś tajemnicza wiadomość, która prowadzącym śledztwo policjantom jasno daje do zrozumienia, że śmierć, z którą się zetknęli, nie była przypadkowa. 

Specyficzne miejsce akcji oraz nietuzinkowi, dziwaczni wręcz goście hotelu z pewnością wzbudzają zainteresowanie. Szaniec Agnieszki Jeż naprawdę wciąga. W trakcie lektury towarzyszymy policjantom na wszystkich etapach śledztwa, podczas przesłuchań podejrzanych i świadków, podczas tworzenia hipotez i teorii odnośnie sposobu popełnienia zbrodni i jej motywu. Wraz z rozwojem akcji staramy się na własną rękę i do spółki z sierżant Jezierską, komisarzem Kosoniem i prokurator Przyzwan eliminować kolejne osoby z kręgu podejrzanych, ale okazuje się, że wcale nie jest to takie proste. I dobrze, bo dzięki temu zyskujemy kryminał, którzy trzyma w niepewności właściwie do ostatnich stron. Byłam naprawdę ciekawa, kto i dlaczego kropnął księdza. Choć teraz, jak sobie o tym myślę, dochodzę do wniosku, że powód od samego początku był oczywisty. Pozostawało tylko odkryć, kto pomógł duchownemu przejść na drugą stronę. 

Szaniec to przyzwoity kryminał, mocno osadzony w polskiej rzeczywistości. Dla mnie osobiście za mocno. Mamy tu hipokryzję Kościoła katolickiego, który do spółki z wysoko postawionymi państwowymi oficjelami zamiata pod dywan grzechy i złe uczynki, a po świecku mówiąc przestępstwa księży. Mam żal do autorki, że trzon fabuły stanowią wątki polityczne i kościelne. Liczyłam na intrygującą historię pełną tajemnic i zagadek, a dostałam kryminał poruszający problem pedofilii w polskim Kościele. Szańcowi jako kryminałowi trudno coś zarzucić, szkoda jednak, że znów wpadamy w nasze polskie bagno. Bagno, od którego staram się w książkach uciekać. 

Moja ocena: 6/10

„Katalog motyli”, Izabela Knyżewska [recenzja]

MATTHEWS_Slub_Milosniczek_Czekolady

Autorka: Izabela Knyżewska

Tytuł: Katalog motyli

Wydawnictwo: HarperCollins Polska

Liczba stron: 352

Premiera: 17.06.2020


Kilka dni temu dokonałam niespodziewanego i zaskakującego odkrycia. 17 czerwca na polskim rynku ukaże się kryminał, który miałam okazję czytać – uwaga – w lipcu 2017 roku! Kiedy trzy lata temu kolega z pracy poprosił mnie o przeczytanie i zrecenzowanie powieści jego znajomej, zgodziłam się z przyjemnością. To była pierwsza tego typu propozycja, a ja zazwyczaj nie sięgam po polskie kryminały, ale jako fanka gatunku postanowiłam spróbować i powiem Wam, że wcale nie żałowałam. Powieść mi się spodobała i nie uważam czasu poświęconego na jej lekturę za stracony. Cieszę się, że mogłam ją przeczytać i to w dodatku aż trzy lata przed jej wydaniem 🙂

Nie wiem, jaką powieścią jest Katalog motyli dzisiaj. Może lepszą od tej, którą miałam okazję czytać przed trzema laty, a może autorka albo wydawca wprowadzili zmiany, które sprawiły, że gdybym czytała tę powieść dzisiaj, byłabym rozczarowana. To oczywiście możliwe, ale gdy Katalog motyli poznałam w formie pliku w Wordzie, był on dobrym kryminałem, który poleciłabym znajomemu szukającemu nieoczywistych rozwiązań. Za chwilę o swoich wrażeniach opowiem Wam więcej, ale teraz wspomnijmy o fabule.

W warszawskiej dzielnicy willowej ginie Krzysztof Brzeski – młody, dobrze sytuowany mężczyzna. Jego luksusowe życie wypełnione podróżami, zabawą i beztroską skończyło się w chwili, gdy kobieta, którą najwyraźniej znał, zatopiła w jego ciele nóż.

Komisarz Adam Smygalski wraz z aspirantką, Niną Jurską, podejmuje żmudne śledztwo, w którym nic nie jest oczywiste. Wkrótce okaże się, że pozory mylą, obiecujące tropy prowadzą donikąd, a przeciwnikiem jest nieprzeciętnie inteligentna kobieta, która zaplanowała zbrodnię doskonałą.

Precyzyjnie skonstruowana i dobrze przemyślana intryga, nieszablonowy pomysł na narrację, podsuwane przez autorkę co i raz fałszywe tropy oraz zaskakujące zwroty akcji czyniły tę książkę udaną rozrywką na dwa wieczory, bo mniej więcej tyle czasu potrzeba, by przeczytać tę powieść. Niewątpliwą zaletą tej powieści było także to, że czytało się ją niezwykle szybko i przyjemnie. W moim odczuciu była to zasługa zarówno opowiadanej, trzymającej w napięciu historii, jak i samego stylu autorki. Bez wątpienia plusem jest to, że do zbrodni dochodzi już w prologu, a książka choć stanowi zapis żmudnego śledztwa, to ma w sumie sporo zwrotów akcji. Dzięki temu jej lektura wcale się nie dłużyła, mimo że akcja nie jest tak wartka jak w większości tego typu powieści.

96513415_2529261044006251_1432721353877749760_n

Bohaterowie Katalogu motyli – i ci główni, i ci drugoplanowi – sprawiają wrażenie ciekawych i dobrze zarysowanych postaci. Moglibyśmy oczekiwać nieco większej psychologizacji postaci, by chociażby lepiej poznać prowadzącego śledztwo nadinspektora Adama Smygalskiego czy jego młodą podopieczną, Ninę Jurską, o których życiu prywatnym wiemy niewiele ponad to, co jest bezwzględnie konieczne. Możemy również mieć pewne zastrzeżenia pod adresem Smygalskiego i jego naiwnego postępowania. W powieściach kryminalnych policjantów zwykło się z reguły przedstawiać jako superbohaterów o niemal nadludzkich mocach, którzy zawsze wszystko wiedzą najlepiej i nigdy się nie mylą. Adam natomiast jest typem bardzo ludzkiego policjanta, który w pracy zbyt często ulega emocjom. Dość denerwujące jest, gdy Smygalski nie widzi tego, co oczywiste, bo kieruje się sercem, a nie rozsądkiem. Kto przeczytał książkę, ten wie, dokąd go to zaprowadziło. Cieszę się, że bohater nie jest wszystkowiedzącym bucem, ale miałam czasem wrażenie, że wystarczy mu ładna buzia i miłe słowo, by zaczął działać naiwnie, bezmyślnie i zupełnie nieadekwatnie do zajmowanego stanowiska. Zakładam jednak, że było to zamierzone przez autorkę, czego potwierdzeniem może być zakończenie powieści i wątku Adama. Na plus zaliczam również wątki poboczne, które pod koniec łączą się w spójną całość z wątkiem głównym.

Ciekawym i w pewnym sensie nowatorskim zabiegiem jest wprowadzenie dwóch typów narracji. Narracja z perspektywy morderczyni stanowi urozmaicenie narracji trzecioosobowej, gdy wydarzenia przedstawiane są przez wszechwiedzącego, obiektywnego narratora. Monolog kobiety, której tożsamości długo nie znamy, skierowany do zamordowanego Krzysztofa Brzeskiego, rzuca światło na życie i śmierć Brzeskiego oraz na motywy postępowania morderczyni. Muszę jednak przyznać, że sam motyw zbrodni jest dla mnie trochę za słabo wyeksponowany. Nie do końca przypadł mi do gustu styl narracji pierwszoosobowej, która momentami wydawała mi się nieco sztuczna, nienaturalna. Wynika to po części z pewnej niekonsekwencji stylistycznej, za której sprawą styl wysoki, patetyczny nieustannie miesza się ze stylem niskim.

Nie wiem, jak wygląda zakończenie w wersji finalnej, ale to przedstawione w pierwotnej bardzo mi się podobało. Nie zdradzę zbyt wiele, pisząc, że epilog, przywodził mi na myśl skojarzenia z thrillerem Alex Marwood – Najmroczniejszym sekretem. Izabela Knyżewska zastosowała interesujący i rzadko spotykany zabieg, który sprawił, że do samego końca opowieści i na jakiś czas po odłożeniu książki nie opuszczało mnie uczucie niepokoju.

Na koniec wspomnę, że bardzo podoba mi się okładka książki, która intryguje, niepokoi i na pewno przykuwa uwagę potencjalnego czytelnika.

Katalog motyli to solidny kryminał, mający elementy, które mogą go wyróżniać na tle innych książek reprezentujących ten sam gatunek. Jak już pisałam, książkę czyta się szybko i przyjemnie, a podczas lektury nieustannie towarzyszy nam chęć poznania tożsamości morderczyni Krzysztofa Brzeskiego. Czujemy bowiem, że całość nie może być tak oczywista, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Czujemy, że opowiedziana historia musi mieć drugie dno. Czy rzeczywiście je ma? Na to pytanie poznajemy odpowiedź dopiero po dotarciu do ostatniej kropki.

Moja ocena: 6/10

„Prostytutki. Tajemnice płatnej miłości”, Magda Mieśnik, Piotr Mieśnik [recenzja]

787238-352x500Autorzy: Magda Mieśnik, Piotr Mieśnik

Tytuł: Prostytutki. Tajemnice płatnej miłości

Wydawnictwo: W.A.B.

Liczba stron: 368

Audiobook

Czas nagrania: 7 godz. 54 min.

Lektor: Marta Markowicz


Sięgacie czasem po reportaże? Ja rzadko, a właściwie to nigdy. W ostatnim czasie z literatury faktu w swoich rękach miałam chyba tylko dwa reportaże o tematyce kryminalnej: Na tropie mordercy (Joakim Palmkvist wykonał kawał dobrej roboty, formując swój reportaż tak, by w jak największym stopniu przypominał epicką fabułę) oraz Manson. CIA, narkotyki, mroczne tajemnice Hollywood (całkowicie nowy obraz morderstwa, które wstrząsnęło światem; powstała we współpracy Toma O’Neilla i Dana Piepenbringa książka zawiera setki niepublikowanych wywiadów i dziesiątki nieznanych opinii publicznej dokumentów z archiwów policji, FBI i CIA). No i jeszcze na początku kwietnia czytałam Seryjnych morderców, którzy już 6 maja ukażą się nakładem wydawnictwa Muza i o których wkrótce opowiem Wam więcej. I jak na razie to tyle.

Kiedy więc kilka dni temu uruchomiłam darmową wersję dwumiesięcznego abonamentu Empik Premium, by sprawdzić, czy potrafię czerpać przyjemność ze słuchania audiobooków, rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania wartej uwagi lektury. Odwiedziłam niemal każdą z dostępnych kategorii i wybrałam najciekawsze tytuły. Znalazł się wśród nich reportaż Magdy i Piotra Mieśników, który swoją premierę miał pod koniec stycznia.

93785165_725597554646440_8068764461231505408_n

Prostytutki. Tajemnice płatnej miłości to przykład solidnej literatury faktu. Książka, co oczywiste, nie wyczerpuje tematu, ale świat kurtyzan, ladacznic i sexworkerek przybliża nam w znacznym stopniu, zapraszając nas za kulisy. Bardzo mi się podobało, że autorzy od początku aż do samego końca potrafili zachować obiektywizm. Nie ma tu niepotrzebnej krytyki, nie ma oceniania i wytykania palcem. Jest rzeczowo, interesująco i bez owijania w bawełnę. Temat nie dość, że kontrowersyjny, to zwyczajnie trudny, łatwo więc popaść w etykietowanie i sensacyjną narrację. A tego dobry reportaż wcale nie potrzebuje. Potrzebuje za to pokazania problemu czy zjawiska ze wszystkich możliwych perspektyw. Wówczas można mówić o rzeczowym przedstawieniu. Autorzy Prostytutek oddają głos wielu stronom tego budzącego emocje i kontrowersje biznesu: paniom i panom świadczącym usługi seksualne, alfonsom, klientom. W książce pojawiają się też wstawki eksperckie, w tym np. opinie psychologów czy statystyki

Seksbiznes i świat płatnej miłości nadal pozostaną owiane aurą tajemniczości, ale dzięki Magdzie i Piotrowi Mieśnikom wiemy o nich to, czego wcześniej mogliśmy się tylko domyślać. Książka wywołuje mnóstwo emocji i prowokuje do myślenia. Pokazuje, jak bardzo brudny jest świat, w którym żyjemy. Jeśli lubicie dobrą literaturę faktu albo temat prostytucji szczególnie Was interesuje, z pewnością warto ten tytuł mieć na oku. Polecam z czystym sumieniem!

Moja ocena: 7/10

„Przestań się zamartwiać”, Joanna Godecka [recenzja]

przestan-sie-zamartwiac-b-iext55909880

Autorka: Joanna Godecka

Tytuł: Przestań się zamartwiać

Wydawnictwo: Muza

Liczba stron: 224


Lubicie sięgać po poradniki? Chętnie szukacie w nich wyjaśnienia swoich problemów i praktycznych wskazówek, jakie zmiany wprowadzić w swoje życie, by było lepsze, pełniejsze? A może wręcz przeciwnie uważacie, że literatura poradnikowa to wciskanie kitu naiwniakom, a każdy kolejny poradnik powiela treści przedstawione w podobnych tytułach? Do niedawna zaliczałam się do grupy sceptyków, właściwie to nadal do poradników podchodzę z dużym dystansem, traktujące je z przymrużeniem oka, ale zdarza mi się coraz częściej poradnik przeczytać.

W ubiegłym roku przeczytałam Nie odkładaj życia na później i znalazłam tam mnóstwo wartościowych treści, zrozumiałam też, że sporo z opisywanych przez autorkę problemów dotyczy mnie samej. Stres, pracoholizm, presja ze strony innych, stawianie sobie wygórowanych oczekiwań, brak umiejętności wypoczywania. Niby nic odkrywczego, ale niektórych rzeczy w ogóle sobie nie uświadamiałam. Nic więc dziwnego, że do Joasi i jej trafnych spostrzeżeń mam spory sentyment. Z Przestań się zamartwiać też można dużo wynieść, np. zachętę autorki do zmiany wzorców w naszej głowie. Okazuje się bowiem, że większość naszych problemów wynika ze złego myślenia albo przejmowania wzorców od rodziców i opiekunów.

83322038_587073735415585_728733324519931904_n(1)

Przybierający wiele postaci lęk to problem, który dotyczy niemal każdego z nas. Joanna Godecka próbuje dojść do jego źródeł i zaproponować nam gotowe rozwiązania, które pozwolą nam lęk okiełznać. Najważniejsze to nie uciekać, a zdecydować się na konfrontację. Autorka, jak sama przyznaje, napisała tę książkę nie z perspektywy teoretyka, lecz praktyka, który doświadczył zarówno lęku i wielu stresujących sytuacji, jak i zadowolenia z przetransformowania własnych słabości w siłę. Joanna Godecka, czerpiąc z doświadczenia wyniesionego z własnego gabinetu, podpowiada, jak zyskać poczucie bezpieczeństwa, spokój wewnętrzny i równowagę emocjonalną. W swojej najnowszej książce po raz kolejny porusza tematy uniwersalne, w dużej mierze dotyczące nas wszystkich.

Przestań się zamartwiać to napisany przystępnym językiem, z dystansem i humorem poradnik, który inspiruje do zmiany myślenia. Adresowany jest przede wszystkim do tych, którzy zauważają u siebie skłonność do wiecznego zamartwiania się, czarnowidztwa i pesymizmu. Dzięki zawartym w nim przykładom i praktycznym wskazówkom poznajemy skuteczne sposoby radzenia sobie w sytuacjach, w których odczuwamy silny niepokój, lęk czy wręcz panikę. Nieoczekiwana rozmowa z szefem, publiczne wystąpienie albo obniżone poczucie własnej wartości – z każdym z tych problemów można sobie poradzić. Najważniejsze to chcieć!

Moja ocena: 7/10

„Uwięziony krzyk”, Anna Naskręt [recenzja]

uwieziony-krzyk-b-iext55088969

Autorka: Anna Naskręt

Tytuł: Uwięziony krzyk

Wydawnictwo: Muza

Liczba stron: 320


Zastanawialiście się kiedykolwiek, co to znaczy zostać więźniem własnego ciała? Nie móc się poruszyć, nie móc skomunikować się z ludźmi, nie wiedzieć, czy przeżyje się kolejny dzień… Nie? Nic dziwnego – trudno sobie coś takiego wyobrazić, zwłaszcza gdy ma się dwadzieścia kilka lat i całe życie przed sobą. Ale takie historie się zdarzają. Każdego dnia, znienacka, zupełnie niespodziewanie. Annie świat zawalił się w jednej chwili. Jej przerażająca historia wstrząsa, wzrusza i zwraca uwagę na to, o czym zbyt często zwykliśmy zapominać. W swojej debiutanckiej książce Anna Naskręt udowadnia, że choć droga do happy endu nie jest prosta, to z pewnością możliwa. Potrzeba tylko determinacji, samozaparcia, konkretnego celu i wsparcia bliskich. Przy ich pomocy człowiek udowadnia, że niemożliwe nie istnieje. Annie się to udało. Poznajcie jej historię 🙂

Była zdrową, zawsze uśmiechniętą młodą mężatką i świeżo upieczoną mamą. Miała mnóstwo planów na przyszłość i jeszcze więcej marzeń do spełnienia. Udar przyszedł nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Dwudziestoczteroletnia zaledwie Anna z dnia na dzień została więźniem własnego ciała. Niema, sparaliżowana i całkowicie zdana na innych. Wspierana przez bliskich, przez lekarzy spisana na straty. „Taka młoda. Szkoda, że umrze”, mówili.

Anna jednak na przekór niedowiarkom i okrutnemu losowi żyje. Mówi, porusza się. Od tamtego czasu minęło osiemnaście lat. Walka o powrót do zdrowia nauczyła ją cierpliwości i pokory. Zrozumiała, że droga do normalności będzie długa i wyboista, ale warto podjąć wysiłek, by ją pokonać. Dla siebie, córki, swoich rodziców.

Projekt bez tytułu

Uwięziony krzyk to książka trudna, przeszywająca do szpiku kości i wzruszająca zarazem. Przedstawiona w niej historia wywołuje u czytelnika ogrom sprzecznych emocji, począwszy od szoku i niedowierzania, poprzez współczucie, na podziwie dla determinacji i wytrwałości głównej bohaterki kończąc. Opowieść Anny Naskręt nie tylko pokazuje, jak silna potrafi być kobieta, nie tylko udowadnia, że upór i determinacja są kluczem do sukcesu. Uwięziony krzyk uświadamia nam coś jeszcze: kruchość szczęścia. Ludzki los bywa  szalenie przewrotny: w jednym momencie i to, co budowaliśmy przez lata, rozpada się niczym domek z kart, a my możemy jedynie ze smutkiem na to patrzeć.

Ta szczera, chwilami niełatwa, choć niepozbawiona dowcipu opowieść jest niepowtarzalną lekcją życia, która skłania do przemyśleń i przekonuje, że nie warto przejmować się tym, na co nie mamy wpływu. Zamiast zamartwiać się drobnostkami czy setki razy analizować te same błędy i pomyłki, powinniśmy skupić się na tym, co się naprawdę liczy. Na drodze do upragnionego szczęścia często napotykamy przeszkody, które wydają nam się nie do pokonania. Anna Naskręt w swojej debiutanckiej książce udowadnia, że nawet w najtrudniejszych okolicznościach jest miejsce na nadzieję i miłość.