„Kłamstwa, wszędzie kłamstwa”, Adele Parks [recenzja]

Autorka: Adele Parks

Tytuł: Kłamstwa, wszędzie kłamstwa

Tytuł oryginalny: Lies, Lies, Lies

Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

Tłumaczenie: Urszula Gardner

Liczba stron: 488


Thriller małżeński, pełen kłamstw i tajemnic, to obok powieści skupiających się na działaniach seryjnych morderców mój ulubiony typ thrillera. Dlatego właśnie tak bardzo kusiła mnie powieść Adele Parks, która pod koniec stycznia miała swoją premierę. Kłamstwa, wszędzie kłamstwa to książka, którą otrzymałam do recenzji od księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl, za co serdecznie dziękuję. O swoich wrażeniach opowiem Wam już za chwilę, najpierw powiem dwa słowa o fabule.

Małżeństwo Daisy i Simona jest idealne, prawda? Szczególnie teraz, gdy po wielu latach starania się o dziecko w ich życiu pojawiła się Millie. Radosna sześciolatka jest perfekcyjnym dopełnieniem ich niewielkiej rodziny.

Co z tego, że na tej doskonałej fasadzie pojawiają się małe rysy… Simon może i za dużo pije, ale ma przecież tyle na głowie. Daisy i tak jest do tego przyzwyczajona, więc nic wielkiego się nie dzieje. Poza tym kilka kłamstw wszystko naprostuje, prawda?

Aż do tej jednej nocy, kiedy wszystko wymyka się spod kontroli. Jednego przyjęcia, które kończy się dla nich za szybko. Jednej kłótni, przez którą nic już nie będzie takie samo. Nagle ich mała, trzyosobowa rodzina się rozpada. Ale czy mogło być inaczej? Przecież niektórych kłamstw nie da się wiecznie ukrywać.

Kłamstwa, wszędzie kłamstwa to typowy thriller psychologiczny, który skupia się na emocjach bohaterów. Nie doświadczycie tu rozlewu krwi i serii morderstw, choć bez wątpienia jesteśmy świadkami dramatycznych wydarzeń. Ale nie jest ich wiele, przez co powieść Adele Parks jako całość wydała mi się zwyczajnie nudna. Jej lektura dłużyła mi się w nieskończoność, a nagromadzenie kilkustronicowych monologów i opisów sprawiało, że z trudnością i rosnącą irytacją pokonywałam kolejne strony. 

Nie ukrywam, że bardzo lubię książki z pogranicza thrillera małżeńskiego i dramatu rodzinnego. Często po takie historie sięgam i rzadko jestem nimi rozczarowana. Jeśli jednak miałabym się jednoznacznie opowiedzieć, czy powieść Adele Parks mi się podobała, czy – wręcz przeciwnie – nie przypadła mi do gustu, to zdecydowanie bliżej byłoby mi do stwierdzenia, że czuję się tą lekturą mocno zawiedziona. 

Ewidentnie brakowało tu tempa i czegoś „wow”. Powieść Parks liczy blisko 500 stron, ale bez straty dla fabuły spokojnie można by z niej wyrzucić co najmniej 150. Wiele stron to nikomu niepotrzebne opisy, które nie wnoszą za wiele do opowiadanej historii. Sprawiają natomiast, że lektura spowalnia i się dłuży. Tę monotonię przerywają co jakiś czas krótkie dialogi, ale jest ich tak mało, że nie są w stanie zdynamizować akcji. Tak naprawdę wielokrotnie aż mnie korciło, aby zacząć wertować kolejne strony, by dotrzeć do upragnionej ostatniej kropki, poznać zakończenie losów Daisy, Simona i Millie Barnesów i zapomnieć o tej historii. Sytuacji nie poprawiali też w moim odczuciu irytujący bohaterowie.

Kłamstwa, wszędzie kłamstwa to wnikliwy portret rozpadu pewnego na pozór idealnego małżeństwa. Po wysypie pozytywnych recenzji osób, których opinie cenię, ostrzyłam sobie apetyt na świetną lekturę, a tymczasem potwornie się wynudziłam. Najbardziej ciekawiło mnie, jakie wydarzenie stanowi centrum fabuły – chciałam poznać przyczynę rozpadu rodziny Barnesów. Tego dowiadujemy się jakoś w okolicach 165. strony. Po tym momencie kulminacyjnym długo nie dzieje się nic, by pod koniec powieści coś jeszcze się wydarzyło. Miłośnicy mocno psychologicznych thrillerów, których oś fabularną stanowią przemyślenia i stany emocjonalne bohaterów, mogą być tą lekturą usatysfakcjonowani, ja niestety się zawiodłam. 

Moja ocena: 6/10

Sprawdźcie pełną ofertę bestsellerów w księgarni TaniaKsiazka.pl, której dziękuję za możliwość przeczytania książki Kłamstwa, wszędzie kłamstwa.

„Jak zawsze w grudniu”, Emily Stone [recenzja]

Autorka: Emily Stone

Tytuł: Jak zawsze w grudniu

Tytuł oryginalny: Always, in December

Wydawnictwo: Słowne

Tłumaczenie: Monika Wiśniewska

Liczba stron: 448


Macie czasem tak, że przeglądacie zapowiedzi w księgarni internetowej i nagle wpada Wam w oko tytuł, który nie należy do Waszego ulubionego gatunku, a mimo to czujecie ogarniającą Was niepohamowaną chęć poznania tej historii? Tak się właśnie stało w przypadku powieści Jak zawsze w grudniu autorstwa nieznanej mi Emily Stone. Przeczytałam opis, przyjrzałam się cudownie magicznej, zimowej okładce i podświadomie wyczułam, że to będzie piękna, choć słodko-gorzka opowieść o przypadkowym spotkaniu dwojga ludzi, których połączyło coś wyjątkowego. 

Josie Morgan nigdy nie czeka na grudzień. Miesiąc ten zawsze jej przypomina o życiu, które utraciła dwadzieścia lat temu. A kiedy tylko słyszy w radiu świąteczną piosenkę, z marszu je wyłącza. Ma ochotę zrywać kolorowe łańcuchy, którymi jej współlokatorka upiera się dekorować mieszkanie. I co roku wysyła list, który wie, że nigdy nie zostanie przeczytany.

Z powodu odwołanego lotu Max Carter na kilka dni przed Bożym Narodzeniem utyka w Londynie, gdzie poznaje Josie, gdy ta wjeżdża w niego swoim rowerem. W ramach zadośćuczynienia za wypadek dziewczyna zgadza się dotrzymać mężczyźnie towarzystwa, by nie musiał samotnie włóczyć się po mieście albo spędzać całych dni w hotelowym pokoju, pijąc piwo i oglądając telewizję. Przypadkowe spotkanie dwojga nieznajomych zmieni ich życie w doprawdy niezwykły sposób. A historia Josie i Maxa dopiero się zaczyna…

Jak zawsze w grudniu to książka, którą otrzymałam do recenzji od księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl. Bardzo cenię literaturę, która wywołuje u czytelnika emocje, ale nie skłamię, mówiąc, że staram się podobnych historii unikać, ponieważ nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Zbyt często się zdarza, że zamiast happy endu, na który wszyscy liczyli, czeka nas dramatyczny koniec i nagle w miejsce uśmiechu na naszej twarzy pojawia się strumień łez, którego nie da się powstrzymać. Z drugiej strony tego rodzaju powieści są bardzo ludzkie – w końcu nasze życie nie zawsze jest usłane różami, chwile szczęścia przeplatają się z chwilami smutku, których nie da się uniknąć, mimo że bardzo byśmy chcieli, by było to możliwe. 

Ach, cóż to była historia! Pełna emocji, poruszająca i niezapomniana. Piękna i ciepła, ale też niewyobrażalnie smutna i przejmująca. Przyznam szczerze, że siadając do lektury powieści Emily Stone, nie do końca uwierzyłam w blurb okładkowy Josie Silver, autorki książki Jeden dzień w grudniu, który sugerował zaopatrzenie się w chusteczki higieniczne. Niby sama jestem sobie winna, ale sami wiecie, jak wiele razy podobne frazesy pojawiały się na okładkach słodko-gorzkich historii, że zdążyły się już wyświechtać. 

Czy zdarza mi się wzruszać podczas czytania książki lub oglądania jakiegoś filmu? Tak, tyle że bardzo, ale to naprawdę bardzo rzadko. Najczęściej dzieje się to wtedy, gdy chodzi o zwierzęta i ich wyjątkową relację z człowiekiem. Pamiętam, jak okropnie ryczałam, po raz pierwszy oglądając Przygodę na Antarktydzie. Równie mocno wzruszyłam się, czytając prawdziwą historię Lauren Fern Watt i jej suczki o imieniu Gizelle. Gdy cofnę się pamięcią 10 lat wstecz, to przypominam sobie też, że zapłakana opuszczałam kinową salę po obejrzeniu filmu Odrobina nieba z Kate Hudson i Gaelem Garcíą Bernalem. Ale nie potrafię sobie przypomnieć żadnej powieści obyczajowej, na której uroniłabym chociaż łzę – nie doszło do tego ani wtedy, gdy poznałam historię kryjącą się w Zanim się pojawiłeś, ani tę z Gwiazd naszych wina, Miliona nowych chwil czy Zanim cię zobaczę. Aż do Jak zawsze w grudniu.

Czuję się, jakby przejechał po mnie walec. Emocjonalnie książka Emily Stone mnie przeczołgała. Dosłownie. Nic nie zapowiadało wodospadu łez, który wyleje się ze mnie pod koniec opowieści o Josie i Maxie. Przez większość książki miałam poczucie, że to przyjemna, ale wcale nie aż tak wyjątkowa historia dwojga ludzi, których los niespodziewanie ze sobą zetknął, by potem w wyniku różnych okoliczności jednak ich rozdzielić. Od samego początku miałam wrażenie, że wszystko toczy się tu zbyt szybko. Jak zawsze w grudniu dzieli się na kilka części, każda z nich rozgrywa się parę miesięcy po poprzedniej, np. grudzień – kwiecień – wrzesień – grudzień etc. Nie do końca mi to pasowało, bo każda część urywała się dość nieoczekiwanie, pozostawiając niedosyt i wrażenie braku zakończenia. Pierwsza część, gdy Josie i Max dopiero się poznali, bardzo mi się podobała, a potem mój entuzjazm jakoś opadł. Nadal chciałam się dowiedzieć, co jeszcze los (a dosłowniej mówiąc autorka) przygotował dla naszych bohaterów. A potem nagle ostatnie rozdziały czytałam, zalewając się łzami, wreszcie rozumiejąc, o co chodzi. Zatkany nos, rozmazany wzrok, czerwone podpuchnięte oczy i ucisk gdzieś pomiędzy gardłem a sercem. Trzy razy musiałam przerywać, by pójść obmyć twarz zimną wodą i wytłumaczyć sobie, że to tylko fikcja literacka, wymyślona historia, więc nie powinnam aż tak rozpaczać, ale rozemocjonowane serce wciąż mi podpowiadało, że przecież takie rzeczy się zdarzają…

Przepiękna powieść, nieprzesłodzona, absolutnie poruszająca z końcówką, która łamie serce na milion kawałków. Jeśli o jakości książki świadczą emocje, które wywołuje u czytelnika, to Jak zawsze w grudniu od Emily Stone jest prawdziwym arcydziełem! Wyjątkowo udany debiut literacki. Polecam, ale przed lekturą koniecznie uzbrójcie się w karton chusteczek! Bez niego nie przebrniecie 😉

Moja ocena: 8/10

Sprawdźcie pełną ofertę książek dla kobiet w księgarni TaniaKsiazka.pl, której dziękuję za możliwość przeczytania książki Jak zawsze w grudniu.

„To wszystko dla ciebie”, Louise Jensen [recenzja]

Autorka: Louise Jensen

Tytuł: To wszystko dla ciebie

Tytuł oryginalny: All for You

Wydawnictwo: Słowne

Tłumaczenie: Danuta Fryzowska

Liczba stron: 415


Louise Jensen to jedno z tych nazwisk, które są dla mnie synonimem solidnego thrillera psychologicznego. Kiedy widzę w zapowiedziach nowy tytuł od tej autorki, wiem, że po niego sięgnę, a prawdopodobieństwo, że się rozczaruję, jest bliskie zeru. Czytałam dotychczas cztery powieści Jensen i jedno nie ulega wątpliwości – Brytyjka pisze w taki sposób, że niemal każda jej powieść uzależnia i sprawia, że nie możemy się od niej oderwać przed dotarciem do ostatniej kropki. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej historii, która wyszła spod jej pióra, czyli thrillera To wszystko dla ciebie, który miałam okazję przeczytać i zrecenzować dzięki uprzejmości księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl.

Oto Walshowie, przykładna rodzina z przedmieść. Ale za drzwiami ich idealnego domu toczy się prawdziwy dramat.

Kieron, młodszy syn, jest poważnie chory. Wisząca nad nim groźba śmierci wprowadza napięcie we wszystkie rodzinne relacje. Connor, starszy, zrobił coś, o czym nie może nikomu powiedzieć. Konsekwencje jego czynu są przerażające i chłopak czuje, że wreszcie go dopadną. Lucy, matka, jest na krawędzi załamania. By zajmować się Kieronem, porzuciła dobrze zapowiadającą się karierę medyczną. Aidan, ojciec, to kłamca. Rodzina pozornie jest dla niego najważniejsza. Dlaczego więc tak bardzo chce od niej uciec?

Wszystkich zżera poczucie winy. Jakby dręczył ich ten sam mroczny sekret. Co starają się chronić? I co się stanie, gdy tajemnica wyjdzie na jaw? Wkrótce jest jasne, że Walshowie i ich przyjaciele mogą być w niebezpieczeństwie, a każdy członek rodziny musi zrobić wszystko, co w jego mocy, aby ocalić siebie i innych…

Thriller małżeński, czy ogólniej mówiąc, rodzinny to znak rozpoznawczy twórczości Louise Jensen. Taką tematykę Brytyjka najwyraźniej lubi najbardziej i z pewnością świetnie sobie z nią radzi. Wszystkie jej książki koncentrują się na problemach, sekretach i kłamstwach, które trawią od wewnętrz uporządkowane życie na pozór idealnych, kochających się i wspierających rodzin. Podobnie jest w przypadku rodziny Lucy i Aidana Walshów – starają się być przyzwoitymi ludźmi, ale ich życie nie mogłoby być dalsze od ideału. Nie dość, że Kieron, ich młodszy syn cierpi na poważną chorobę i grozi mu przeszczep wątroby, to jeszcze tragedia, do której doszło na szkolnej wycieczce z udziałem ich starszego syna, bezpowrotnie zmieniła życie nie tylko bezpośrednio nią dotkniętego Connora, ale i całej ich rodziny. 

Wow, cóż to była za emocjonująca historia! Nieszczególnie przepadam za książkami, których fabuła w dużej mierze koncentruje się wokół dzieci – takich, które zrobiły coś złego i takich, którym grozi jakieś niebezpieczeństwo. Być może to dlatego, że sama nie jestem matką i nie do końca potrafię wczuć się w emocje towarzyszące matce, która byłaby gotowa zaprzedać duszę diabłu, byle tylko chronić swoje ukochane dziecko. W thrillerze To wszystko dla ciebie dzieci odgrywają pierwsze skrzypce – mamy tu zmagającego się z poważną chorobą Kierona, który częściej bywa w szpitalu niż w szkole, mamy nastoletniego Connora i jego dwóch kolegów, Ryana i Tylera, oraz Hailey, bliską przyjaciółkę Connora, którą chłopak darzy głębszym uczuciem. Ich wstrząsająca historia stanowi punkt wyjścia dla wydarzeń, których jako czytelnicy jesteśmy świadkami. Ale nie tak szybko – minie wiele stron, nim się w ogóle zorientujemy, o co w tym wszystkim chodzi. Louise Jensen bardzo umiejętnie buduje napięcie, od samego początku jesteśmy zaintrygowani i czujemy, że wydarzyło się coś bardzo złego, ale nie wiemy nic konkretnego, a te strzępy informacji, które dostajemy od Jensen, w taki sposób są nam podawane, że powstałe na ich podstawie nasze domysły okazują się dalekie od prawdy. Z łatwością ferujemy wyroki, osądzając Aidana albo obwiniając Lucy i Connora, a potem poznajemy rozwiązanie wszystkich wątków i wiemy, jak wielki popełniliśmy błąd, oceniając ich na podstawie przypuszczeń i domysłów. Atmosfera w powieści Jensen gęstnieje ze strony na stronę, nieustannie towarzyszy nam dojmujące uczucie przygnębienia, którego trudno się pozbyć. Ta historia nie jest tak dołująca jak np. czytane przeze mnie nie tak dawno temu Złe uczynki Lucindy Berry, ale jednocześnie podczas lektury odczuwałam trawiący mnie smutek, współczucie i trudną do opanowania żałość z powodu doznanych przez bohaterów krzywd i tragedii. 

To wszystko dla ciebie nie jest łatwą w odbiorze historią, ale ta powieść to przykład naprawdę dobrego thrillera, który trzyma w napięciu i intryguje od pierwszej do ostatniej strony. Oczywista i przewidywalna to ostatnie określenia, których można użyć w odniesieniu do książki Louise Jensen. Z rosnącym zainteresowaniem śledzimy rozwój wypadków, a chwilami wręcz i nam udziela się niepokojący stan ducha Lucy, której – za sprawą nagromadzenia negatywnych emocji, zmartwień oraz różnych dziwnych zbiegów okoliczności – zdaje się, że zaczyna popadać w paranoję lub obłęd. Świetną robotę robi też narracja prowadzona z perspektywy różnych postaci: Lucy, Aidana, Connora oraz kilku innych. Dzięki temu poznajemy poszczególne punkty widzenia, które łączą się w spójną całość, prezentując nam pełny obraz tragicznych wydarzeń, które sprawiły, że uporządkowane życie Walshów rozpadło się niczym domek z kart. Fanów twórczości Louise Jensen zapewne nie muszę namawiać do lektury tej powieści, do przeczytania To wszystko dla ciebie zachęcam natomiast miłośników psychologicznego suspensu na najwyższym poziomie – przeczuwam, że się nie zawiedziecie!

Moja ocena: 8/10

Sprawdźcie pełną ofertę bestsellerów w księgarni TaniaKsiazka.pl, której dziękuję za możliwość przeczytania książki To wszystko dla ciebie.

„Kosmiczna rekrutacja”, Tim Peake [recenzja]

Autor: Tim Peake

Tytuł: Kosmiczna rekrutacja. Testy i ćwiczenia ESA dla przyszłych astronautek i astronautów

Tytuł oryginalny: The Astronaut Selection Test Book: Do You Have What it Takes for Space?

Wydawnictwo: Kobiece [Young]

Przekład: Katarzyna Nowakowska

Liczba stron: 256


Wyobrażacie sobie 50- albo 60-letnią panią, która promuje książki, współpracuje z influencerami i orientuje się we wszystkich Tik Tokach, Snapchatach i w tym, co tam jeszcze powstanie w ciągu 20-30 lat, nim sama osiągnę ten wiek? Nie bardzo? To dokładnie tak jak ja! Pewnie, nie jest to niemożliwe, bo wiek nie powinien być barierą – wszystkiego można się nauczyć, do wszystkiego można się przyzwyczaić, zwłaszcza gdy się coś kocha, ale nie chce mi się wierzyć, że jakikolwiek pracodawca chciałby trzymać u siebie PR-owca w średnim lub – co gorsza – przedemerytalnym wieku, wierząc, że jest on tak samo kreatywny i pomysłowy jak młodzi pracownicy, że ma tak samo świeże podejście do marketingu i tak samo dobre flow jak ci o kilka dekad młodsi od niego. Dlatego – przezornie – coraz częściej się rozglądam za jakimiś alternatywnymi ścieżkami kariery. Przeglądam więc różne kursy, bo a nuż zainteresuje mnie coś nowego, uczę się języków obcych, podnoszę swoje kwalifikacje, ale rozważam też – nawet w bliskiej przyszłości – całkowite odejście od promowania książek. Kocham książki, ale jestem skłonna zrezygnować z pracy z nimi na rzecz pewnej posady na przyszłość w innej branży. 

Co będę robić, nie wiem, ale jedno jest pewne – na zwerbowanie przez ESA nie mam najmniejszych szans 😉 Uświadomiła mi to Kosmiczna rekrutacja, czyli książka, którą otrzymałam do recenzji od księgarni TaniaKsiazka.pl. Jestem właśnie świeżo po jej lekturze – to swoisty zbiór autentycznych testów, łamigłówek i ćwiczeń wykorzystywanych przez Europejską Agencję Kosmiczną podczas naboru kandydatek i kandydatów do pracy. Autorem książki jest Tim Peake, znany polskim czytelnikom z książki Zapytaj astronautę brytyjski astronauta, który po powrocie z misji rozpoczął pracę w Europejskim Centrum Astronautycznym ESA w Kolonii. Kosmiczna rekrutacja to pozycja teoretycznie przeznaczona dla młodszych czytelników, ale uważam, że może być interesująca także dla osób dorosłych. Umożliwia nam bowiem zorientowanie się, jakie testy z zakresu matematyki, fizyki czy języków obcych muszą zaliczyć osoby, które ubiegają się o kosmiczną posadę. Książka jest podzielona na kilka części, z których każda zawiera szereg zadań o różnym stopniu trudności – od łatwych po naprawdę trudne. Łącznie jest ich sto. Zebrane łamigłówki i testy sprawdzają m.in. percepcję wzrokową, logiczne myślenie, gotowość psychologiczną, umiejętność pracy zespołowej, zdolności przywódcze, umiejętność przetrwania w trudnych warunkach oraz umiejętności fizyczne i medyczne. Po każdym teście dostajemy oczywiście zestaw poprawnych odpowiedzi, otrzymujemy także system ocen, który pozwala nam porównać własne wyniki z wynikami prawdziwych astronautów.

Zadania są naprawdę różnorodne, więc na nudę z pewnością nie będziecie narzekać. Część praktyczną dopełniają informacje teoretyczne, które przybliżają nam wymagania stawiane przyszłym astronautom. Jeśli mam być szczera, to choć w szkołach, do których uczęszczałam, trudno było znaleźć kogoś, kto uczyłby się lepiej ode mnie, to jednak jestem zdania, że wiele z proponowanych zadań to naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Zwłaszcza te z zakresu fizyki i matematyki, które w przeciwieństwie do chemii czy biologii nigdy nie należały do moich ulubionych przedmiotów. Najbardziej przypadła mi do gustu część poświęcona zdolnościom lingwistycznym, która mocno mnie zaskoczyła – spodziewałam się zadań sprawdzających znajomość tylko dwóch języków – angielskiego i rosyjskiego, a tymczasem w książce znajdujemy także ćwiczenia dotyczące innych języków jak chociażby francuski, niemiecki, niderlandzki, włoski lub… chiński. Te zadania, przyznam, stanowiły dla mnie pewien problem. Niezależnie od dziedziny, której dotyczy pytanie, kluczowe jest podejście – koncentracja, uważna lektura polecenia, brak pośpiechu – to podstawowe zasady, o których nie wolno zapominać. Bez nich możecie się wyłożyć nawet na najprostszych pytaniach! 🙂

Kosmiczna rekrutacja to fascynujący podręcznik, który przybliża nam zdolności i umiejętności, które muszą posiadać osoby ubiegające się o posadę astronauty. Nigdy nie zastanawiałam się, jakie testy mogą przechodzić kandydaci na astronautów, choć zawsze towarzyszyło mi poczucie, że rekrutacja jest skomplikowana i bardzo szczegółowa. Pewnie podobnie wygląda to w przypadku wybierania uczestników wypraw do stacji badawczych zlokalizowanych na Antarktydzie. Z pewnością muszą to być ludzie przygotowani na każdą ewentualność, a tym samym sprawdzeni pod każdym możliwym kątem – jak szybko adaptują się do trudnych warunków, czy są kreatywni, zaradni i przedsiębiorczy, jak się zachowują w przypadku kryzysowej sytuacji: czy wpadają w panikę i kompletnie tracą głowę, czy na chłodno próbują znaleźć skuteczne rozwiązanie. Kosmiczną rekrutację Tima Peake’a polecam czytelnikom głodnym kosmicznych ciekawostek, oraz fanom wszelkiego rodzaju quizów, którzy lubią się w nich sprawdzać.

Moja ocena: 7/10

Sprawdźcie pełną ofertę książek dla młodzieży w księgarni TaniaKsiazka.pl, której dziękuję za możliwość przeczytania książki Kosmiczna rekrutacja.

„Zanim cię zobaczę”, Emily Houghton [recenzja]

Autorka: Emily Houghton

Tytuł: Zanim cię zobaczę

Tytuł oryginalny: Before I Saw You

Wydawnictwo: Albatros

Przekład: Anna Dobrzańska

Liczba stron: 384


Bardzo cenię literaturę, która wywołuje u czytelnika emocje, ale stosunkowo rzadko sięgam po historie pokroju Zanim się pojawiłeś czy Gwiazd naszych wina, a jeśli już do tego dochodzi, to najczęściej wybieram ekranizacje. Przyznam wprost, że staram się podobnych historii unikać. Dlaczego? Otóż nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Czasem się bowiem zdarza, że zamiast happy endu, na który wszyscy liczyli, czeka nas dramatyczny koniec i nagle w miejsce uśmiechu na naszej twarzy pojawia się strumień łez, którego nie da się powstrzymać. A jednak takie historie – wzruszające, przejmujące, skłaniające do refleksji nad sobą, nad tym, co mamy, nad tym, co jest dla nas ważne, jednym słowem – nad życiem – są nam bardzo potrzebne. 

Zapragnęłam w ostatnim czasie siegnąć po gatunek, którego od bardzo dawna nie miałam w ręku. Odczuwam chwilowy przesyt kryminalnymi historiami, jestem też nieco znudzona schematycznymi opowieściami o płomiennych uczuciach, które swoje apogeum osiągają w sypialni. Zapragnęłam przeczytać coś innego – pokrzepiającego, podnoszącego na duchu, pełnego emocji, wrażliwości i nadziei. Mój wybór padł na Zanim cię zobaczę, historię pióra Emily Houghton, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Ach, cóż to była za książka! 

Alfie Mack od miesięcy przebywa w szpitalu, gdzie dochodzi do siebie po ciężkim wypadku. Przyjęcie na oddział nowej pacjentki, Alice, to najciekawsze, co wydarzyło się w jego życiu od wieków. Choć Alice zajmuje łóżko obok niego i Alfie robi wszystko, by się z nią zaprzyjaźnić, będzie musiał wykazać się cierpliwością i wytrwałością, żeby wreszcie poznali się twarzą w twarz. Alice, która została mocno poparzona, wciąż nie ma odwagi, by spojrzeć na siebie w lustrze. Zasłony wokół łóżka trzyma szczelnie zasunięte, ale to nie stanie na przeszkodzie Alfiemu, by lepiej ją poznać. I kiedy krok po kroku będzie wyciągał ją ze skorupy, którą się otoczyła, zacznie się między nimi dziać coś ekscytującego…

Historia dwojga młodych ludzi – z których przynajmniej jedna osoba jest nieuleczalnie chora lub poszkodowana w jakimś tragicznym wypadku – którzy poznają się dzięki cudownemu zrządzeniu losu i których wraz z rozwojem akcji zaczyna łączyć wspaniała przyjaźń albo nawet coś więcej, to motyw chętnie wykorzystywany we współczesnej literaturze. Znamy go chociażby ze wspomnianych na samym początku dwóch przejmujących powieści – założę się, że każda miłośniczka melodramatów doskonale kojarzy ekscentryczną Louisę Clark, która z braku innych ofert pracy zatrudnia się jako opiekunka niepełnosprawnego Willa w powieści Jojo Moyes (Zanim się pojawiłeś). Myślę, że pamiętacie także cierpiącą na raka tarczycy Hazel, która za namową rodziców idzie na spotkanie grupy wsparcia, na którym poznaje Gusa, byłego koszykarza z amputowaną nogą. To z kolei para głównych bohaterów z bestsellerowej powieści Johna Greena (Gwiazd naszych wina). Zestawienie najbardziej wzruszających książkowych historii uzupełnię jeszcze może o powieść Katherine Center Milion nowych chwil, której główna bohaterka – Maggie Jacobsen – na skutek tragicznego wypadku zostaje poparzona, oszpecona i częściowo sparaliżowana, a w dodatku rzuca ją facet, który był miłością jej życia, bo nie jest w stanie zmierzyć się z konsekwencjami wypadku, do którego sam doprowadził. Jak przyznaje, nie czuje się na siłach, by opiekować się przykutą do łóżka kobietą, której zaledwie kilka chwil wcześniej właśnie się oświadczył…

Na żadnej z tych historii nie uroniłam ani jednej łzy, ale doskonale rozumiem fenomen słodko-gorzkich opowieści. Doceniam ich ogromny wpływ na rozwój sfery emocjonalnej czytelniczek i przesłanie, jakie ze sobą niosą. Każda z tych poruszających historii przybliża nam losy osoby, której szczęśliwy świat na skutek jakiejś tragedii w mgnieniu oka rozpadł się niczym domek z kart. Ale te przejmujące opowieści niosą też w sobie pewną naukę – pokazują, że po każdym upadku można się podnieść. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje nam się to niemożliwe. Ich autorzy udowadniają, że są różne szczęśliwe zakończenia, a każdy koniec może być nowym początkiem.

Zanim cię zobaczę to pokrzepiająca, podnosząca na duchu i wciągająca opowieść o stopniowo rozwijającej się przyjaźni, budowaniu zaufania, przełamywaniu własnych barier. To także książka o próbie pogodzenia się z tym, co bezpowrotnie zostało utracone, pokonywaniu lęku, uczeniu się samoakceptacji oraz poszukiwaniu nadziei w sytuacji, która wydaje się bez wyjścia. Chwilami smutna i przejmująca. Historia Alice i Alfiego jest piękna w swej prostocie, chwyta za serce i pokazuje, jak wielka potrafi być siła zwykłej rozmowy. Zanim cię zobaczę to historia pełna ciętego humoru, dystansu do siebie i trudnego położenia, w jakim się znalazło. Warta poznania, przeczytania i zapamiętania. Polecam!

Moja ocena: 7/10

„Zapłacisz mi za to”, Teresa Driscoll [recenzja]

Autorka: Teresa Driscoll

Tytuł: Zapłacisz mi za to

Tytuł oryginalny: I Will Make You Pay

Wydawnictwo: SQN

Tłumaczenie: Monika Nowak

Liczba stron: 400


Na tę powieść czekałam z niecierpliwością! Po lekturze debiutanckiego thrillera autorstwa Teresy Driscoll, którego tytuł brzmiał Obserwuję cię, naprawdę nie mogłam się doczekać, aż nowa powieść autorki trafi w moje ręce. Tamta książka była moim zdaniem znakomicie skonstruowanym dreszczowcem, który trzymał w napięciu od pierwszej do ostatniej strony! Świetnie skonstruowana intryga, akcja przedstawiana z kilku punktów widzenia, znakomite kreacje bohaterów, co i raz podsuwane czytelnikom fałszywe tropy oraz rozdziały kończące się w najlepszy możliwy sposób, czyli cliffhangerem. Za te elementy pokochałam prozę Teresy Driscoll. Ale to, co udało się raz, wcale nie musi dać się powtórzyć. Autorka Obserwuję cię tamtą świetną historią wysoko zawiesiła sobie poprzeczkę. A czy jej nowa powieść – Zapłacisz mi za to – dorównuje swojej poprzedniczce? Przekonajcie się!

Ta środa jest zupełnie zwyczajna. Do czasu, aż dzwoni telefon. Alice Henderson słyszy tajemniczy głos i mrożącą krew w żyłach groźbę. Rozłącza się i traktuje to jako głupi żart wymierzony w gazetę, w której pracuje. Ale tydzień później stalker wykonuje kolejny ruch – i staje się jasne, że to Alice znajduje się na jego celowniku.

Ktoś chce, by cierpiała. Ale dlaczego? Dzięki swoim artykułom stała się znana lokalnej społeczności – czy to możliwe, że jej życiu zagraża niebezpieczeństwo, ponieważ upomina się o nią przeszłość? Alice jest zdeterminowana, aby nie ulec strachowi. Kiedy jednak policyjne śledztwo nic nie daje, w sprawę angażuje się prywatny detektyw Matthew Hill.

Z każdą środą groźby eskalują, aż w końcu celem stalkera staje się nie tylko Alice, ale i jej rodzina. Czy dziennikarce uda się odkryć, kto i za co ją karze, zanim stalker spełni swe przerażające groźby?

Zacznę od tego, że Zapłacisz mi za to to książka, którą przeczytałam dzięki uprzejmości księgarni TaniaKsiazka.pl, za co przeogromnie dziękuję. Wystarczyło zaledwie kilka stron, bym utwierdziła się w przekonaniu, że Teresa Driscoll naprawdę potrafi pisać dobre powieści sensacyjne. Bo Zapłacisz mi za to to kawał naprawdę świetnego dreszczowca, który trzyma w napięciu i intryguje od pierwszej do ostatniej strony. Lubię przestępców, którzy działają według jakiegoś z góry opracowanego przez siebie schematu. W tym wypadku chodziło o dzień tygodnia, co bardzo mi się podobało. W przeciwieństwie do Alice z niecierpliwością wyczekiwałam każdej kolejnej środy, aby przekonać się, co prześladujący ją stalker jeszcze dla niej przygotował. 

Zapłacisz mi za to to thriller, którego fabuła osnuta jest wokół motywu zemsty. Chorobliwa żądza zemsty jest motorem napędowym dla całej tej, chwilami mrożącej krew w żyłach, historii. Akcja nie pędzi może na łeb na szyję, ale co i raz autorka serwuje nam zaskakujący zwrot akcji albo jakieś szokujące odkrycie, które sprawiają, że ani na chwilę nie chcemy odrywać się od czytania. Wraz z rozwojem akcji i ujawnianiem przez policję kolejnych sekretów poszczególnych bohaterów opracowujemy sobie w głowie teorię, kto może stać za prześladowaniem lokalnej dziennikarki. Po odkryciu prawdy poczułam lekkie ukłucie żalu, bo w gruncie rzeczy miałam dwie hipotezy i jedna z nich okazała się właściwa. Zawsze w takich sytuacjach odczuwam pewien niedosyt, bo autorowi nie udało się mnie przechytrzyć, ale mimo to Zapłacisz mi za to polecam wszystkim fanom thrillerów, w których napięcie towarzyszy nam od początku aż do samego końca. Z niecierpliwością czekam na kolejną powieść Driscoll, a kto nie zna twórczości autorki, czym prędzej musi nadrobić zaległości!

Na koniec jeden ogromny minus dla wydawnictwa SQN – liczba błędów i literówek w tej książce jest wręcz zatrważająca. Co więcej, nawet na stronie redakcyjnej wpisano błędny tytuł oryginalny, bo pojawia się I Am Watching You zamiast I Will Make You Pay. Niestety polski wydawca się nie popisał…

Moja ocena: 9/10

Sprawdźcie pełną ofertę bestsellerów w księgarni TaniaKsiazka.pl, której dziękuję za egzemplarz recenzencki.

„Moja droga Emmie Blue”, Lia Louis [recenzja]

Autorka: Lia Louis

Tytuł: Moja droga Emmie Blue

Tytuł oryginalny: Dear Emmie Blue

Wydawnictwo: Burda Książki

Tłumaczenie: Marta Komorowska

Liczba stron: 368


Moja droga Emmie Blue to książka, która – przyznam się bez bicia – umknęła mi pośród marcowych zapowiedzi. Zwróciłam na nią uwagę dopiero po tym, gdy jedna z moich ulubionych instagramerek – Asia z konta @zupa.czyta pokazała, że planowała przeczytać tę powieść w oryginale. Kilka dni później zachwycała się historią stworzoną przez Lię Louis, a ja zapragnęłam poznać losy Emmie i Lucasa. Gdy książka trafiła w moje ręce, wystarczyło zaledwie parę stron, bym zyskała pewność, że powieść Louis mi się spodoba. Od razu przewidziałam także, jak się zakończy i bardzo się cieszę, że się nie pomyliłam 🙂

Kiedy szesnastoletnia Emmie Blue, stojąc na szkolnym boisku, wysyłała list balonem, nie sądziła, że ktoś go znajdzie. I to we Francji! A już na pewno nie ktoś taki jak Lucas: przystojny, zabawny i dobry. I że połączy ich przyjaźń na całe życie. A może i coś więcej…

Przecież tak właśnie wygląda przeznaczenie! A oni nawet urodziny mają tego samego dnia.Emmie wie, że nadszedł czas. W przededniu ich trzydziestych urodzin, w ich ukochanej knajpce na plaży Lucas wreszcie zada jej TO pytanie. Tyle że zabrzmi ono zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała, a to będzie dopiero początek. Los bowiem przygotował dla Emmie Blue całkiem inny scenariusz.

Ciepła, pełna emocji i mądra opowieść. Te słowa najlepiej opisują tę niezwykłą książkę. Moja droga Emmie Blue to klasyczny przykład tzw. feel-good novel. Powieść Lii Louis prócz tego, że wnosi w nasze życie odrobinę magii, zwracając uwagę czytelnika na rzeczy, które na co dzień mogą mu umykać, to jeszcze pojawiają się w niej bohaterowie, których po prostu nie da się nie lubić. Trzydziestoletnia Emmie to przykład bohaterki, której życie – zarówno nastoletnie, jak i dorosłe – nigdy nie było usłane różami. Przez lata nauczyła się jednak wszelkie niepowodzenia znosić z godnością, o czym przekonujemy się w momencie, gdy najbliższy przyjaciel Emmie zadaje jej pytanie, które sprawia, że jej serce w jednej chwili rozpada się na milion kawałków. 

Fabuła powieści Lii Louis koncentruje się wokół dwóch głównych tematów: wieloletniej przyjaźni oraz zawiedzionej miłości, ale podczas lektury przekonacie się, że to nie wszystko. Niech nie zwiedzie Was okładka, która sugeruje lekką, banalną historię. Na kartach Mojej drogiej Emmie Blue pojawia się także całkiem sporo poważniejszych tematów – znajdziemy tu: skomplikowane relacje rodzinne, ostracyzm wśród nastolatków, a nawet temat molestowania seksualnego. 

Moja droga Emmie Blue to powieść, która przywiodła mi na myśl same dobre wspomnienia. Niezwykła historia znajomości mieszkającej w Anglii Emmie z mieszkającymi we Francji Lucasem i jego bratem Eliotem przypomniała mi nawiązane za pośrednictwem serwisu PenPalWorld.com znajomości z ludźmi z całego świata. Kilka lat temu regularnie korespondowałam z mieszkającym w Australii chłopakiem urodzonym w Zambii, miałam też znajomą mieszkającą w Stanach Zjednoczonych. Dziś kontakt utrzymuję tylko z dwojgiem internetowych znajomych – chłopakiem z Indii oraz dziewczyną z Hiszpanii. Z tą drugą w 2017 roku nawet udało mi się spotkać podczas pobytu w Barcelonie! 

Moja droga Emmie Blue to powieść z gatunku tych, które zostają w pamięci czytelnika jeszcze długo po skończonej lekturze. Myślę, że wszyscy, którzy ją przeczytali, zgodzą się ze mną, że to doprawdy wyjątkowa książka, która uświadamia nam, że szczęścia często szukamy nie tam, gdzie powinniśmy. Stworzona przez Lię Louis opowieśćoferuje czytelniczkom znacznie więcej niż tylko kilka godzin przyjemnie spędzonego czasu. Historia niezwykłej znajomości Emmie i Lucasa wzrusza, wywołuje uśmiech i sprawia, że robi nam się cieplej na sercu. Co wrażliwszym czytelniczkom może się nawet zakręcić w oku łezka! Jeśli więc szukacie romansu z niebanalną fabułą, który sprawi, że zwyczajnie poczujecie się lepiej, to powieść Lii Louis jest stworzona dla Was. Dajcie jej szansę! Jest tego warta 🙂

Moja ocena: 8/10