„Krwawe święto”, Paul Finch [recenzja]

d_4027Autor: Paul Finch

Tytuł: Krwawe święto

Tytuł oryginalny: Sacrifice

Wydawnictwo: Albatros

Tłumaczenie: Danuta Górska

Liczba stron: 448


O tym, gdy sequel bije na głowę pierwszą część cyklu

Krwawe święto nie było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Paula Fincha. Tego autora poznałam na początku 2016 roku, gdy sięgnęłam po Stalkerów, pierwszy tytuł autorstwa Fincha, który ukazał się na polskim rynku. Zachęcający opis fabuły sugerował, że to może być świetna powieść. To prawda – była dobrym połączeniem kryminału, thrillera i powieści sensacyjnej, ale z pewnością nie opowiadała o stalkingu. W sumie to nawet się nieco rozczarowałam, ponieważ moje oczekiwania były znacznie wyższe, ale obiecałam sobie – i słusznie – że jeśli ukażą się kolejne tomy cyklu o detektywie Heckenburgu, to na pewno się skuszę. Teraz miałam okazję sprawdzić, czy Finch odrobił lekcję.

Kiedy w hucznie obchodzoną rocznicę wykrycia spisku prochowego zamiast kukły przypominającej Guya Fawkesa żywcem spalono mężczyznę, wydaje się, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Potem jednak w Boże Narodzenie w jednym z kominów policja odnajduje zwłoki mężczyzny przebranego za Świętego Mikołaja, a w walentynki – ciała dwojga młodych ludzi z przestrzelonymi sercami, choć raczej nie strzałą Amora. Seria morderstw popełnianych przez nieznanego szaleńca w niemal każde święto przekazuje jasny komunikat: Kalendarzowy Zabójca rozpoczął swe łowy i zamierza zamienić radosne celebracje, którymi zachwycają się tłumy, w krwawe jatki. Plany chce mu jednak pokrzyżować detektyw Mark „Heck” Heckenburg z działającej w ramach Krajowego Zespołu ds. Przestępczości Jednostki ds. Seryjnych Przestępstw, który zrobi wszystko, by przerwać tę haniebną serię. Ofiar stale przybywa, policja ze strachem w oczach spogląda w kalendarz, a ciążąca na Hecku presja ze strony opinii publicznej spędza mu sen z powiek. Detektyw znów musi stanąć na wysokości zadania i odnaleźć zabójcę, zanim ten uderzy po raz kolejny.

1521138777537.jpg

Po pierwsze trzeba wyraźnie zaznaczyć, że Krwawe święto to książka zdecydowanie lepsza od Stalkerów. Świetny pomysł na fabułę, wartka akcja, seryjny morderca, zaskakujące zwroty akcji i wiarygodne kreacje bohaterów – to tutaj znajdziecie. Paul Finch znacznie poprawił warsztat, dzięki czemu drugi tom cyklu koncentrującego się na losach detektywa Marka Heckenburga bije na głowę swojego poprzednika. Autor nie jest raczej znany na polskim rynku wydawniczym, ale myślę, że szybko się to zmieni, jeśli kolejne jego powieści okażą się równie dobrą literaturą kryminalno-sensacyjną co Krwawe święto. Ta książka ma w zasadzie wszystko to, czego możemy oczekiwać od solidnego kryminału. Konia z rzędem temu, kto domyśli się rozwiązania. Z czystym sumieniem polecam nową powieść Paula Fincha każdemu, kto lubi śledzić zmagania policji z budzącym postrach seryjnym mordercą. Mam nadzieję, że Krwawe święto spotka się z zainteresowaniem ze strony czytelników i już wkrótce ukaże się kolejny tom przygód Hecka. Dajcie Paulowi Finchowi szansę, a nie pożałujecie. Gwarantuję: nie zawiedziecie się!

Moja ocena: 8/10

„Stalkerzy”, Paul Finch [recenzja]

d_2605Autor: Paul Finch

Tytuł: Stalkerzy

Tytuł oryginalny: Stalkers

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 448

Spełniając swoje chore zachcianki, możesz zniszczyć komuś życie

Klub Miłych Facetów – organizacja, której hasło reklamowe brzmi: „Możemy ci załatwić, że zgwałcisz dowolną kobietę w dowolnym miejscu i czasie” (s. 204), nie ponosząc za to żadnych konsekwencji. Swoim klientom organizatorzy klubu za pewną sumę pieniędzy gwarantują przyjemność i dyskrecję. Wystarczy, by zakupujący usługę mężczyzna wskazał kobietę, której pragnie, i poinformował ich, gdzie można ją znaleźć. Mili Faceci odwalą całą czarną robotę i wezmą na siebie ryzyko. Nic prostszego.

Sierżant Mark „Heck” Heckenburg z działającej w ramach Krajowego Zespołu ds. Przestępczości Jednostki ds. Seryjnych Przestępstw od dwóch lat stara się znaleźć winnych zdarzających się w całej Anglii zniknięć kobiet i dziewcząt. Blisko 40 zaginionych, a wśród nich wyłącznie kobiety sukcesu, szczęśliwe córki, żony i matki, po których słuch zaginął. Jak co dzień rano wyszły z domu do pracy lub szkoły, by już nigdy do niego nie wrócić. Mimo zaangażowania ze strony Hecka, który za wszelką cenę dąży do odkrycia prawdy, sprawa utknęła w martwym punkcie. Nawet przełożeni Heckenburga stracili już do niej cierpliwość i zdecydowali się ją zamknąć, wysyłając Hecka na przymusowy urlop, by po miesiącach bezowocnych starań zdołał dojść do siebie. Policjant nie może się pogodzić z niezrozumiałą decyzją komendanta i w tajemnicy przed przełożonymi zamierza kontynuować śledztwo na własną rękę. Chce sprawdzić kilka niedających mu spokoju tropów, które mogą się okazać strzałem w dziesiątkę. W prowadzone przez niego śledztwo niespodziewanie angażuje się Lauren Wraxford, siostra jednej z zaginionych kobiet, która nie spocznie, póki nie dowie się, co spotkało Genene. Z punktu widzenia Hecka Lauren od początku jest kulą u nogi, jednak wraz z rozwojem akcji okazuje się, że nieproszony partner w postaci zdeterminowanej kobiety to dla osamotnionego w swych działaniach Heckenburga ogromne wsparcie. Przeszkody, jakie wkrótce na swojej drodze spotkają Heck i Lauren, uświadomią im, że zadarli z ludźmi, którzy wcale nie są tak mili, jak mogłoby się wydawać…

Stalkerzy to całkiem niezłe połączenie kryminału, thrillera i powieści sensacyjnej, z naciskiem na tę ostatnią odmianę, ponieważ to ona zdaje się dominować. Szaleńcze pościgi i ucieczki, bójki na śmierć i życie oraz walka o przetrwanie – tego w powieści Paula Fincha mamy najwięcej. Tytuł powieści mylnie sugeruje, że tematem książki jest stalking. To nieprawda, gdyż w Stalkerach stalkingu nie ma w ogóle. Właściwym tematem jest prowadzone przez Hecka śledztwo, którego nieprzewidywalność i dynamika sprawiają, że książkę czyta się szybko i przyjemnie.

Pewnym nieporozumieniem jest również dobór postaci. Heck i Lauren to moim zdaniem nie do końca dopasowany tandem. Sierżant Heckenburg, choć tak odważny i tak nieustraszony, że aż nieprawdopodobny, to jednak zyskał moją sympatię, w przeciwieństwie do innego londyńskiego bohatera, a mianowicie Cormorana Strike’a z powieści Galbraitha, którego nijak nie potrafiłam polubić. W przypadku doboru partnerki dla Hecka autora chyba poniosła fantazja. Drobna, szczupła i seksowna eksżołnierka, bijąca się lepiej niż niejeden facet i nieobawiająca się stanięcia do walki ze zgrają bestialskich, psychopatycznych morderców, którzy nie cofną się przed niczym. Tak w kilku słowach można by opisać Lauren. Jest zdesperowana, to prawda, ale mimo wszystko, coś tu chyba nie do końca zagrało.

Na koniec mogę powiedzieć, że ta i tak dosyć wciągająca powieść byłaby zapewne ciekawsza, gdyby nie koncentrowała się wyłącznie na dochodzeniu Hecka. O porwaniach wiemy w zasadzie tylko ze słyszenia i z informacji zgromadzonych przez sierżanta Heckenburga. Taka jednak była decyzja autora. Mimo to można tę powieść przeczytać i nie żałować czasu poświęconego na jej lekturę. Nie należy się jednak łudzić, że to arcydzieło, ponieważ na tle innych książek sensacyjno-kryminalnych powieść Fincha z pewnością się nie wyróżnia.

Stalkerzy to kolejna powieść, w której ze Stanów Zjednoczonych przenoszę się wprost do swojego ukochanego Londynu. Kilka miesięcy temu czytałam Jedwabnika, którego akcja również rozgrywała się w stolicy Anglii, a przede mną jeszcze lektura Mrocznych przypływów Tamizy i poprzedzających ją powieści Sharon Bolton. Wkrótce podzielę się z Wami swoimi wrażeniami, a tymczasem czekam na Wasze opinie dotyczące powieści Fincha. Podobała się Wam, czy może jesteście nią rozczarowani? A może dopiero zamierzacie po nią sięgnąć, by u boku Hecka dążyć do odkrycia mrocznej prawdy? Zapraszam do komentowania!

——————————————————————————————————————————-

 Moja ocena: 6/10

Źródło fotografii:

Strona Główna