„Zanim się pojawiłeś”, Jojo Moyes [recenzja]

473611-352x500

Autor: Jojo Moyes

Tytuł: Zanim się pojawiłeś

Tytuł oryginalny: Me Before You

Wydawnictwo: Świat Książki

Liczba stron: 382

——————————————————————————————————————————–

Nie będę ukrywać, że po powieść Zanim się pojawiłeś sięgnęłam pod wpływem filmu. Urzeczona ekranizacją zdecydowałam się skonfrontować własną lekturę książki z niedawno obejrzanym filmem i uczuciami, które towarzyszyły mi podczas blisko dwugodzinnego seansu. Nie było zaskoczenia zakończeniem, bo i być nie mogło, ale wrażenie po lekturze jest porównywalne do wrażenia, jakie zrobił na mnie film (swoją drogą – z małymi wyjątkami – bardzo wierny literackiemu pierwowzorowi).

Zachwycająca okładka filmowa oraz informacja o tym, że powieść Jojo Moyes to najpiękniejsza historia miłosna ostatnich lat, mogą wywołać w głowie czytelnika nieznającego szczegółów fabuły skojarzenia z płytką, do bólu przewidywalną opowieścią o fascynacji księcia z bajki kopciuszkiem. Nic bardziej mylnego, mimo że w Zanim się pojawiłeś mamy i księcia, i kopciuszka. Książka nie jest bowiem tak banalnym romansem, na jaki z zewnątrz wygląda; to melodramat niosący w sobie potężny ładunek emocjonalny, który nie tylko bawi, ale i wzrusza.

Na początku warto zacząć od przedstawienia głównych postaci.

On. Trzydziestopięcioletni, przystojny, inteligentny i przedsiębiorczy mężczyzna, dla którego jeszcze do niedawna nie było rzeczy niemożliwych. Pewny siebie, kochliwy i stworzony do tego, by wycisnąć z życia możliwie jak najwięcej, w myśl zasady „Carpe diem” szalał, wiedząc, że życie ma się jedno, więc trzeba z niego korzystać. I pewnie nadal by tak żył, gdyby nie nieszczęśliwy wypadek, który sprawił, że głodny przygód, od nikogo niezależny Will musiał na zawsze porzucić swoje fantastyczne życie, tracąc wszystko, co się dla niego liczyło: pracę, dziewczynę, przyjaciół i, co chyba najważniejsze, samodzielność. Porażenie czterokończynowe z człowieka niezależnego przemieniło Willa w kogoś, kto bez pomocy nie jest w stanie wykonać nawet najprostszych czynności. Przykuty do wózka zamiast żyć pełną piersią, jak miał w swoim zwyczaju, egzystuje, licząc, że ten upokarzający koszmar wreszcie się skończy. Najgorsza w tym wszystkim jest jednak dojmująca świadomość, że, dopóki naukowcy nie dokonają jakichś przełomowych odkryć w dziedzinie medycyny, lepiej nie będzie.

Ona. Dwudziestosześcioletnia, ekscentryczna, gadatliwa dziewczyna, bez wykształcenia, większych ambicji i marzeń, zawsze pozostająca w cieniu młodszej, bystrzejszej siostry. Od sześciu lat związana z zapalonym maratończykiem, dla którego liczą się tylko przebiegnięte kilometry. Po utracie pracy w kawiarni o wdzięcznej nazwie Bułka z Masłem rozpaczliwie poszukuje nowego źródła dochodów. Gdy już traci nadzieję na znalezienie pracy, jej doradca zawodowy znajduje ofertę nie do odrzucenia. Dla zatrudnionej w roli opiekunki niepełnosprawnego Willa Lou praca w Granta House jest ostatnią deską ratunku. Dla Camilli i Stevena Traynorów, rodziców Willa, ostatnią deską ratunku jest Lou. Czarująca, nieco nieokrzesana dziewczyna ma za zadanie dotrzymywać Willowi towarzystwa, poprawiać mu nastrój lub zachęcać do wyjścia z domu. Czy Lou uda się sprawić, że Will choć na chwilę zapomni o swoim kalectwie i będzie w stanie cieszyć się życiem? Jak ta osobliwa znajomość wpłynie na ich przyszłość? Co z niej wyniknie?

Powieść Zanim się pojawiłeś ma wiele zalet. Prócz przyciągających uwagę czytelnika kreacji głównych bohaterów oraz niełatwego tematu niepełnosprawności, jej cieniów i blasków, na uznanie z pewnością zasługuje narracja powieści: pierwszoosobowa, prowadzona z perspektywy Lou, silnie zsubiektyzowana. Szczerze mówiąc, nie przepadam za książkami, niebędącymi dziennikami, pamiętnikami lub autobiografiami, w których pojawia się narracja w pierwszej osobie. Zdecydowanie wolę wszystkowiedzącego, obiektywnego narratora, który przedstawia nam wydarzenia nieskażone punktem widzenia któregoś z bohaterów. Takie opowieści wydają mi się wartościowsze. Powieść Moyes można jednak uznać za swego rodzaju pamiętnik Louisy Clark, która opowiada nam słodko-gorzką historię znajomości, przyjaźni, a wreszcie i miłości dwojga młodych ludzi, którzy w normalnych okolicznościach nigdy by na siebie nie zwrócili uwagi. Wprowadzenie na karty Zanim się pojawiłeś dodatkowych narratorów (rodzice Willa, Nathan, Katrina) jest chyba swego rodzaju próbą zobiektyzowania opowieści Lou, poprzez spojrzenie na jej relację z Willem przez osoby z zewnątrz. Znów jednak wikłamy się w subiektywizm. Wydaje mi się, że skoro autorka zdecydowała się na tego rodzaju zabieg, to interesującym rozwiązaniem byłoby napisanie rozdziału również z punktu widzenia Willa, będącego przecież obok Lou głównym bohaterem powieści. Tego jednak w tej powieści nie ma.

Po skończonej lekturze niektórzy czytelnicy mogą czuć się nieco rozczarowani, a może i oszukani przez autorkę, która łudzi nas pięknymi wizjami, by ostatecznie dać nam pstryczka w nos. Niektórzy recenzenci podawali w wątpliwość wybór Moyes, twierdząc, że – kształtując losy bohaterów swojej powieści – podjęła złą decyzję. I pewnie przynajmniej po części mają oni rację. Po obejrzeniu filmu też odczuwałam mały niedosyt i psychiczny dyskomfort. Kolejne spotkanie z historią Lou i Willa dało mi jednak do myślenia i choć wciąż mam pewne obiekcje co do rozwiązania, to wydaje mi się, że potrafię zaakceptować i zrozumieć taki wybór. Jest on dość przekonujący i logicznie uzasadniony, jeśli rozważyć na chłodno wszystkie za i przeciw. Chcąc wyrobić sobie własne zdanie w tej sprawie i opowiedzieć się po którejś ze stron, koniecznie musicie sięgnąć po powieść Jojo Moyes lub obejrzeć jej ekranizację. Ta książka nie tylko Was zachwyci swoim humorem, nie tylko Was wzruszy, lecz także skłoni do refleksji nad życiem, jego wartością i prawem do decydowania o jego kształcie. Zanim się pojawiłeś to jedna z tych powieści, którym warto poświęcić czas i uwagę. Polecam.

Moja ocena: 7/10

Źródło fotografii:
http://www.swiatksiazki.pl

5 myśli w temacie “„Zanim się pojawiłeś”, Jojo Moyes [recenzja]

    1. Może czas się przekonać na własnej skórze? 🙂 Chyba że nie lubisz melodramatów.
      Dziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam.

      Polubienie

Dodaj komentarz