„Rysa”, Igor Brejdygant [recenzja]

687028-352x500

Autor: Igor Brejdygant

Tytuł: Rysa

Wydawnictwo: W.A.B.

Liczba stron: 384


Polskich kryminałów nie czytam. Prawdę mówiąc, w ogóle nie sięgam po naszą rodzimą literaturę. Jednak gdy zaproponowano mi przedpremierową lekturę Rysy, pomyślałam, że może to dobra okazja, by coś zmienić. Długo zastanawiałam się, czy dać szansę nowemu kryminałowi Igora Brejdyganta. Miałam wrażenie, że przygodę z polskim kryminałem powinnam zacząć od czegoś bardziej popularnego, od książek Bondy, Puzyńskiej, Chmielarza lub Mroza. Ostatecznie po długiej wojnie myśli zdecydowałam: przeczytam! Co o tym przesądziło? Fakt, że akcja Rysy rozgrywa się w mojej rodzinnej miejscowości, czyli w Warszawie. Jesteście ciekawi moich wrażeń? Znajdziecie je poniżej 🙂

Współczesna Warszawa. Ginie bezdomny alkoholik. Prowadząca śledztwo komisarz Monika Brzozowska przeczuwa, że w sprawie chodzi o coś więcej niż porachunki kloszardów. Kolejne zbrodnie wskazują, że stolica stała się miejscem działania seryjnego mordercy. W toku śledztwa wychodzi na jaw, że dawne grzechy zamordowanych wiążą się z błędami młodości samej komisarz. Cierpiąca na zaniki pamięci Brzozowska zostaje wplątana w niebezpieczną grę, która zmusi ją do spojrzenia wstecz i ponownej walki z demonami przeszłości. Co wydarzyło się przed piętnastoma laty i w jaki sposób wiąże się to z serią brutalnych zbrodni, które dziś wstrząsają Warszawą? Krąg osób, którym Monika może ufać, z dnia na dzień się zawęża. Jednak nie to jest najgorsze… Zagubiona we własnych wspomnieniach komisarz Brzozowska wie, że nie tylko nie może ufać swoim współpracownikom, ale i samej sobie.

Bardzo lubię książki, w których odpowiedzi na pytania o teraźniejszość odnajdujemy w przeszłości ich bohaterów. Stanowiąca połączenie kryminału i thrillera psychologicznego Rysa jest właśnie taką powieścią. Największą zagadką nowej książki Igora Brejdyganta, scenarzysty i pisarza, okazują się zepchnięte do podświadomości bolesne doświadczenia głównej bohaterki. To historia o lęku przed własnym nieznanym obliczem, przed przeszłością, która umyka w odmęty niepamięci. Wydawało się, że będzie ciekawie, ale obietnica wciągającej i trzymającej w napięciu wędrówki w przeszłość nie została spełniona.

40684321_467138553796170_5129336603885436928_n(1).jpg

Rysa to książka, która niestety nie przypadła mi do gustu. Muszę przyznać, że dawno z żadną powieścią nie męczyłam się aż tak długo. Na moją negatywną ocenę wpływ miało wiele czynników – brak podziału na rozdziały, gwałtowne przeskoki z wątku na wątek oraz z jednego krańca Warszawy na drugi, styl autora, irytująca bohaterka, której nijak nie potrafiłam polubić, oraz przytłaczający wątek uzależnienia Moniki od narkotyków. Wszystko to sprawiło, że Rysa była dla mnie powieścią wyjątkowo męczącą i trudną w odbiorze. Co i raz ją odkładałam, długo nie mogąc wczuć się w czytaną historię. Wracałam do niej tylko dlatego, że musiałam. Zmieniło się to mniej więcej po połowie. Gdy Monika wreszcie bierze sprawy w swoje ręce, akcja zaczyna nabierać rumieńców. Towarzyszymy ścigającej swoje demony Brzozowskiej z rosnącym zainteresowaniem. Powracające wspomnienia i odkrywane niepokojące fakty są niczym elementy tej samej układanki, które w końcu zaczynają wskakiwać na swoje miejsce. W trakcie lektury Rysy przeglądałam jej recenzje. Zauważyłam, że wielu czytelników narzekało, że po połowie zupełnie tracili zainteresowanie, że na początku książka w ich odczuciu była ciekawa, a później już nie. W moim przypadku było odwrotnie. Przez pierwsze mniej więcej 150 stron przebrnęłam z ledwością, potem było znacznie lepiej. Zakończenie okazało się zaskakujące, rozczarowała mnie jednak jego konstrukcja. Wszystko rozegrało się zbyt szybko, zbyt gwałtownie.

Rysa to z pewnością nie moje klimaty. Źle się czułam w środowisku zapijaczonych narkomanów, dla których sensem życia jest kolejna działka. Gdyby chociaż Brzozowska była bohaterką, którą można obdarzyć sympatią. Ale pani komisarz jest postacią odstręczającą. Na plus na pewno zaliczam to, że Igor Brejdygant zdecydował się wykreować w roli protagonisty swojej powieści kobiecą postać. To ostatnimi czasy dość popularne wśród autorów kryminałów. Kiedyś kobiece bohaterki wychodziły wyłącznie spod pióra pisarek, dziś o przedstawicielkach wymiaru sprawiedliwości piszą też mężczyźni. Wykreowana przez Grahama Mastertona nadkomisarz Katie Maguire czy stworzona przez Roberta Dugoniego detektyw wydziału zabójstw Tracy Crosswhite to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Dla pisarza to zawsze wyzwanie koncentrować się na kobiecej psychice. Cieszę się, że Igor Brejdygant się go podjął (zresztą nie pierwszy już raz).

Wspomniałam na początku, że nie przypadł mi do gustu styl autora. Warto zaznaczyć, że mój egzemplarz był przed ostateczną korektą, dlatego oczywiście nie będę oceniać literówek. Możliwe też, że w wersji finalnej pojawiają się tak bardzo przeze mnie pożądane rozdziały, których mi brakowało. Jeśli jednak chodzi o język autora, to był on dla mnie bardzo ciężkostrawny. Niektórzy z Was pewnie wiedzą, że skończyłam polonistykę i jestem dość wyczulona na punkcie warstwy językowej czytanych książek. Tu szczególnie denerwował mnie niewłaściwy i przez to nienaturalnie brzmiący szyk – odnosiłam wrażenie, że ludzie tak po prostu nie mówią. Kto wie, może w ostatecznej wersji zostało to zmienione.

Rysa Igora Brejdyganta to specyficzna powieść, która może przypaść do gustu miłośnikom książek z pogranicza kryminału i psychothrillera, w których przeszłość przenika się z teraźniejszością. Misternie skonstruowana intryga i przytłaczająca swym ciężarem gęsta atmosfera warszawskich spelun. Stosunek do tej powieści mam bardzo ambiwalentny. Nie polecam, ale i nie odradzam. Sami zdecydujcie, czy chcecie po nią sięgnąć. W moim przypadku było to pierwsze i jak na razie ostatnie spotkanie z polskim kryminałem.

Moja ocena: 5/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu W.A.B.