„Szóste piętro”, Alex Sinclair [recenzja]

szoste-pietro-b-iext55318139

Autor: Alex Sinclair

Tytuł: Szóste piętro

Tytuł oryginalny: The Day I Lost You

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Tłumaczenie: Bartosz Kurowski

Liczba stron: 304


Kiedy zastanawiając się nad kupnem Szóstego piętra, przeglądałam jego recenzje, trafiałam na zgodne opinie: „To jest dziwna książka z dziwnymi bohaterami i dziwnym miejscem akcji”. Było w tej historii jednak coś, co sprawiło, że zamiast zrazić się niepochlebnymi recenzjami, postanowiłam dać jej szansę. Kupiłam, przeczytałam i co? I o powieści Aleksa Sinclaira mogę powiedzieć tylko jedno: „To najbardziej absurdalny thriller, jaki kiedykolwiek czytałam”.

Po takim wstępie już się zapewne domyślacie, że moja opinia po skończonej lekturze nie różni się jakoś szczególnie od recenzji innych czytelników. Ale powiedzmy o tej książce coś więcej, bo być może jest tu ktoś, kto rozważa jej poznanie 🙂 Najpierw jednak dwa słowa o fabule.

Erika Rice wjeżdża windą na ostatnie piętro luksusowego wieżowca. W apartamencie z widokiem na Central Park mieszka jej były mąż. Ich córka Alice, pieszczotliwie zwana Króliczką, zostawiła tam ulubioną zabawkę, którą chcą pilnie odebrać, zanim na zawsze wyjadą z Nowego Jorku – Erika już się może się doczekać, kiedy znajdzie się z dala od kontrolującego męża.

Winda zatrzymuje się gwałtownie między piętrami, gasną światła, drzwi się uchylają. Zanim mechanizm ponownie się uruchomi, czteroletnia Alice zdoła wydostać się przez szparę w drzwiach i wyjść na zewnątrz. Ale wtedy winda rusza ponownie i zjeżdża na parter… Kiedy Erika wróci na górę, po dziewczynce nie będzie ani śladu. Zrozpaczona matka rozpoczyna desperackie poszukiwania dziewczynki w trzynastopiętrowym wieżowcu, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje. Z czasem zdaje sobie sprawę, że mieszkańcy apartamentowca, zamiast pomagać, okłamują ją, prowadząc mroczną grę, w której stawką jest życie jej córeczki. Czy czteroletnia dziewczynka może się rozpłynąć w powietrzu?

78679781_451736012081797_3040770496913211392_n

Ograniczając się jedynie do okładkowego opisu fabuły, można by pomyśleć, że Szóste piętro to świetna historia. Wielopiętrowy apartamentowiec wydaje się dziwnym, choć zarazem – musicie to przyznać – dość intrygującym miejscem akcji. Fakt, że wszystkie wydarzenia rozgrywają się wyłącznie w jednym budynku, mnie osobiście nie zraża, ponieważ jestem wielką fanką Telefonu, znakomitego thrillera z 2002 roku w reżyserii Joela Schumachera, w którym w rolę głównego bohatera wcielił się Colin Farrell. Moja mama zawsze uważała, że ten film jest absurdalny, ja jednak nadal jestem nim zachwycona. Kilka lat temu oglądałam również Trefny wóz z udziałem mojego ulubionego aktora, czyli Paula Walkera. Ten thriller nie okazał się tak dobry jak Telefon, ale schemat jest podobny – główny bohater przez cały film siedzi w jednym samochodzie, którym porusza się po ulicach Johannesburga. Można by zatem pomyśleć, że Szóste piętro jest totalnie w moim guście. I pewnie by było, gdyby nie cała reszta.

Szóste piętro, jak wspomniałam na początku, prócz dziwnego miejsca akcji ma jeszcze dziwnych bohaterów. Alex Sinclair  w jednym miejscu zebrał bardzo podejrzane i niesamowicie antypatyczne towarzystwo. Jeden mieszkaniec jest dziwniejszy od drugiego – co krok człowiek patrzy na człowieka wilkiem, jeden sąsiad podejrzewa drugiego o same najgorsze rzeczy, a przy tym każdy z mieszkańców apartamentowca jest obojętny na krzywdę dziecka. Jednym słowem – znieczulica. Kiedy zrozpaczona Erika w pośpiechu pokonywała kolejne piętra w poszukiwaniu ukochanej córeczki, aż zalewała mnie krew, gdy widziałam, że nikt – od recepcjonisty poczynając, a kończąc na mieszkańcach – nie zamierza jej pomóc, chociażby dzwoniąc pod 112. To wprost niewiarygodne, że w zamieszkiwanym przez co najmniej kilkadziesiąt osób budynku, główna bohaterka nie jest w stanie znaleźć chociażby jednego sprzymierzeńca, który zaangażuje się w poszukiwania zaginionego albo – co gorsza – porwanego czteroletniego dziecka.

Co by nie mówić o Szóstym piętrze i o tym, jak absurdalna to jest książka, trzeba przyznać australijskiemu autorowi jedno – potrafi tworzyć wartką fabułę, która angażuje czytelnika. Prócz intrygującej fabuły podobały mi się również pojawiające się w książce retrospekcje z okresu, gdy Erika i Michael byli jeszcze małżeństwem i dopiero oczekiwali narodzin córeczki. Na plus, co dość oczywiste w moim przypadku, zaliczam również objętość książki. Muszę jednak przyznać, że ze względu na brak napięcia i pojawiające się co krok absurdy tę trzystustronicową powieść czytałam dość długo. Sinclair stara się wodzić czytelnika za nos, podsuwając mu fałszywe tropy, ale koniec końców finał okazuje się dość przewidywalny. Nie trzeba być geniuszem dedukcji, by przewidzieć rozwiązanie.

Szóste piętro to thriller, który choć na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie świetnego dreszczowca, w rzeczywistości okazuje się książką bardzo przeciętną, która irytuje liczbą nagromadzonych na jej stronach absurdów. Erica prócz współczucia nie może wzbudzić w czytelniku żadnych ciepłych uczuć, a na zachowanie pozostałych mieszkańców najlepiej spuścić zasłonę milczenia. Gorączkowe poszukiwania Alice nadają powieści tempa, ale brakuje tu napięcia. Jeśli zastanawiacie się nad lekturą Szóstego piętra, to lepiej dwukrotnie ją rozważcie. Może rezygnując z niej, uda Wam się uniknąć rozczarowania 😉

Moja ocena: 4/10